W kręgu miłości [The Broken Circle Breakdown] 2012 – Recenzja

W kręgu miłości (2012)

The Broken Circle Breakdown

/Belgia, Holandia/

Reżyser: Felix Van Groeningen
Scenariusz: Carl Joos, Felix Van Groeningen
Obsada: Veerle Baetens, Johan Heldenbergh
Muzyka: Bjorn Eriksson
Zdjęcia: Ruben Impens
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 111 min

Dla bardziej zaznajomionych z kinematografią Beneluksu postać Felixa Van Groningena z pewnością nie jest anonimowa. Spod ręki tego reżysera wyszło już świetne „Boso, ale na rowerze”, a tym razem serca widzów próbował zdobyć tytułem opartym na sztuce – „W kręgu miłości”, które jest studium miłości wystawionej na wielką próbę. W odróżnieniu od „Boso, ale na rowerze” nie porusza w tak świetny sposób relacji rodzinnych, a skupia się jedynie na mężu i żonie muszących stawić czoła chorobie ich córki. Reżyser nie ocenia ich relacji, zachowań – przedstawia jedynie obiektywną relację związku od jego samego początku pozostawiając nam wolną drogę w interpretacji.

Tym razem Van Groningen mnie nieco rozczarował. Nie nasycił mojego rozbudzony apetyt jego poprzednim dziełem – „Boso, ale na rowerze”. Co więcej, korzysta z powszechnie znanych już schematów, które są dosyć męczące i budzą momentami znużenie. Brak chronologii i częste retrospekcje mogą rozpraszać i dezorientować mniej uważnego widza przyznaję, że tego dnia do tej grupy należałem). „W kręgu miłości” pod względem pomysłu, realizacji przypomina mi bardzo jeden z moich ulubionych filmów „Blue valentine” i niestety w zestawieniu z produkcją Dereka Cianfrance wypada niestety gorzej, choć wcale nie tragicznie. Jednak zbyt wiele analogicznych sytuacji, zachowań bohaterów można znaleźć w wielu filmach o podobnej tematyce. To chyba największy minus tego filmu – brak oryginalności.
„W kręgu miłości” jest z pewnością filmem dobrym. Gdyby nie druga część filmu, może moja ocena byłaby wyższa i mniej krytyczna. Jednak zastosowane przez twórców odwołania do filozofii, nauki,ale też i USA nie wypadają zbyt wiarygodnie. A wręcz budzą wrażenie sztuczności, która zupełnie nie pasuje do całokształtu tej pozycji, jego przesłania i przede wszystkim belgijskich realiów. Świetnie wypada natomiast kontrastowe zestawienie zupełnie różnych osobowości, postaw głównych bohaterów. I chociaż ich zasady, wartości są diametralnie inne, to potrafią ze sobą żyć i funkcjonować, choć nie bez zakłóceń. Jeśli spoglądać na film wyłącznie przez pryzmat głównego wątku miłosnego to z pewnością przedstawiona historia wypada bardzo wiarygodnie i rzetelnie (zresztą tak jak fenomenalnie dobrani aktorzy) – jednak te dodatkowe elementy wciśnięte jakby na siłę potrafią zepsuć odbiór filmu.

W mojej ocenie największym atutem „W kręgu miłości” (zaraz po aktorach) była muzyka, która starała się wypełniać wszelkie przestoje fabularne i nadrabiać niedociągnięcia. I przyznaje, że ten zabieg jako jeden z nielicznych wypalił. Muzyka bluegrass, wywodząca się z amerykańskiego country, wykorzystana w tej produkcji jest fenomenalna i z pewnością bardziej zapada w pamięć aniżeli sam film. Skupiłem się na wadach, ale ciężko oceniać któryś raz to samo, bo choć wątki filmowe oryginalnością nie grzeszą, to są wykonane i przedstawione rzetelnie. Ode mnie dobra ocena 7/10.