Wyśnione miłości [Les Amours imaginaires] 2010 – Recenzja

Wyśnione miłości (2010)

Les Amours imaginaires

/Kanada/

Reżyser: Xavier Dolan
Scenariusz: Xavier Dolan
Obsada: Xavier Dolan, Niels Schneider, Monia Chokri
Zdjęcia: Stéphanie Anne Weber Biron
Gatunek: Melodramat
Czas trwania: 95 min

Gdzie te emocje?

„Wyśnione miłości” to moje kolejne podejście do (ponoć) utalentowanego młodego reżysera Xaviera Dolana. I moje rozczarowanie okazało się być znacznie większe niż w przypadku jego debiutanckiej produkcji „Zabiłem swoją matkę”. Fenomenu tego człowieka oraz jego filmów nie jestem w stanie ani pojąć, ani zrozumieć. Na szczęście nie jest on wyjątkiem w mojej szufladzie odrzutków. Po raz kolejny kanadyjski reżyser porusza bliski dla siebie temat homoseksualizmu. I tym razem stara się ten swój ulubiony wątek nieco ubarwić wzniecając konkurencję pomiędzy dobrymi przyjaciółmi – Franicesem (Xavier Dolan) i Marie (Monia Chokri) o względy nowopoznanego Nicolasa (Niels Schneider)boskiego niczym Apollo.

Tematyka podejmowana przez Dolana nie należy do moich ulubionych, ale nie tylko on się w tej materii wg mnie nie sprawdził. Wciąż czekam na porządne kino podejmujące temat homoseksualizmu męskiego, które mnie w jakiś sposób urzeknie. Chyba, że problem leży bardziej po stronie mojej akceptacji dla tego typu relacji (delikatnie mówiąc). Wracając do „Wyśnionych miłości”. Film ten jest dla mnie strasznie pretensjonalny. Konwencja przyjęta przez Dolana trąci zbyt wielkim samouwielbieniem do siebie i własnej twórczości. Jego „Wyśnione miłości” sprawiają wrażenie kina wielkiego, artystycznego i owszem takie wrażenie tylko sprawiają, bo z pewnością do tego zacnego grona im jeszcze daleko. Przedstawiane przez Dolana rozterki bohaterów wydają mi się tak dziecinne, że bardziej odstraszają niż interesują, wydają się płytkie i bez żadnego podłoża i emocji. Na plus z pewnością muzyka. A konkretniej mam na myśli utwory, które zostały zapożyczone, a pośród nich znajduje się parę światowych hitów i to głównie one wprowadzają koloryt i ożywienie do tego dosyć nudnego filmu. Innymi smaczkami są też urzekające, ale niestety niezbyt liczne sceny, którym do artyzmu bliżej aniżeli filmowi jako całości.

Dlatego też „Wyśnionych miłości” z pewnością nie polecam tym, którzy go nie znają. Bardziej przystępny, ale też nie bardzo dobry wydaje się jego pierwszy film. Poza tym „Wyśnione miłości” to pozycja siląca się na kino wielkie, ale niestety bez skutku, bo emanuje sporą niedojrzałością. W dodatku Dolan korzysta ciągle z tej samej konwencji, tematyki, chwytów, które mnie nie urzekają, w związku z czym otrzymanie kolejnej szansy jest bardzo wątpliwe. Nie wiem też, czy tylko ja tak mam, ale odnoszę przykre wrażenie, że reżyser stara się bardzo w swoich filmach przekonać widza do lepszości homo- nad heteroseksualizmem, co mnie strasznie kłuje w oczy podczas oglądania.