Ocalony [Lone Survivor] 2013 – Recenzja

Ocalony (2013)

Lone Survivor

/USA/

Reżyser: Peter Berg
Scenariusz: Peter Berg
Obsada: Mark Wahlberg, Taylor Kitsch, Emile Hirsch, Ben Foster, Eric Bana
Muzyka: Steve Jablonsky, Explosions in the Sky
Zdjęcia: Tobias A. Schliessler
Gatunek: Dramat, Wojenny, Akcja
Czas trwania: 121 min

Fantastyczna czwórka

Amerykańskie kino wojenne kojarzy się z patosem od niepamiętnych czasów. Niestety twórcy „Ocalonego” nie odżegnują się od tej charakterystycznej cechy ich patriotycznego kina, ani też od dosyć częstego sposobu przedstawiania historii, a często nawet 'faktów’ sugerujących wspaniałomyślność Amerykanów, bądź też stawiających ich w roli wielce poszkodowanych i pokrzywdzonych. Dlatego trochę dziwi mnie aprobata Maxa Kolonki dla tego filmu i określenie go jako niewygodnego dla tamtejszej władzy. Zbyt mocno udzielił się chyba amerykański patriotyzm, bo nie mogę się z tą wypowiedzią zgodzić. Fabuła filmu dotyczy nieudanej misji w Afganistanie podczas której czteroosobowy oddział amerykańskich żołnierzy zostaje desygnowany do ujęcia jednego z czołowych przywódców Talibów.

Choć film jest rzekomo relacją wydarzeń z roku 2005, to w niektóre przedstawione elementy nie jestem w stanie uwierzyć, bo po prostu wyglądają dosyć nieprawdopodobnie i opierają się jedynie na opowieści (książce) jednego żołnierza, której nikt nie jest w stanie potwierdzić. Dlatego jeśli traktować „Ocalonego” wyłącznie w kategorii rozrywkowej, a nie przywoływania przeszłości w sposób przesadnie hołdujący poszkodowanych, to mamy kino bardzo efektowne. Naszym oczom ukazani są czterej superbohaterowie z wielkimi planami na przyszłość, którzy jak bracia walczą ramię w ramię w imię pokoju na świecie. Na szczęście trup ściele się gęsto, ilość head-shotów jest duża, co wpływa znacząco na widowiskowość, a przy świetnym i dynamicznym montażu robi jeszcze większe wrażenie i pozwala poczuć klimat wydarzeń i emocje towarzyszące czterem żołnierzom mierzącym się z ponad setką Talibów.

„Ocalony” to typowe, dobrze zrealizowane od strony technicznej kino amerykańskie, które dzięki wartkiej akcji nie pozwala się nudzić w żaden sposób, a dwie godziny seansu upływają dosyć szybko. Przesadna gloryfikacja emanująca z ekranu poprzez dosyć nierealne wydarzenia może niektórych przyprawiać o mdłości, ale to już typowe dla Amerykanów. Dlatego ten film polecam jedynie jako rozrywkę, która nie ma większej głębi, a chciałaby mieć.