Ostatnie tango w Paryżu [Ultimo tango a Parigi] 1972 – Recenzja

Ostatnie tango w Paryżu (1972)

Ultimo tango a Parigi

/Francja, Włochy/

Reżyser: Bernardo Bertolucci
Scenariusz: Bernardo Bertolucci, Franco Arcalli
Obsada: Marlon Brando, Maria Schneider
Muzyka: Gato Barbieri
Zdjęcia: Vittorio Storaro
Gatunek: Dramat, Romans
Czas trwania: 136 min

Piękna i Bestia

Bertolucci niejednokrotnie w swoich dziełach aplikował masę odważnej erotyki. Najbardziej kontrowersyjnym z nich wydaje się być ponad czterdziestoletnie „Ostatnie tango w Paryżu”, które swego czasu spotkała fala krytyki ze względu na śmiałe sceny erotyczne oraz przesadną nagość, pojawiały się także zarzuty o propagowanie pornografii. To co kiedyś szokowało dziś już nie robi takiego wrażenia. Chociaż reżyser przyznał, że inspiracją dla tego filmu była własna, seksualna przygoda z nieznajomą mu kobietą, to nie seksualność powinna znajdować się na pierwszym planie, a bohaterowie i powody, jakie sprawiły, że znaleźli się w wybranym miejscu i czasie.

Bertolucci przybliża sylwetki oraz portrety psychologiczne dwójki bohaterów. Poszukującej mieszkania dla siebie i przyszłego męża-filmowca młodej i pięknej Jeane (Maria Schneider) oraz dwukrotnie starszego Amerykanina Paula (Marlon Brando)zrozpaczonego po stracie żony, która nie dość, że go zdradzała, to popełniła samobójstwo pozostawiając samotny wrak człowieka pozbawiony sensu życia. Reżyser postanowił ich drogi skrzyżować w jednym z pokoi. Paul nie jest zbyt rozmowny, w przeciwieństwie do młodej Francuzki. By uciec od rozmowy i udręczających myśli postanawia bez słowa dać upust dotychczasowej frustracji seksem z nieznajomą mu kobietą, co wbrew pozorom nie kończy się wymierzonym policzkiem, ani nawet jednorazowym wyskokiem. Seks staje się doskonałą ucieczką i lekarstwem dla nich obojga. Ona rozczarowana życiem, narzeczonym zapatrzonym w siebie, który nie poświęca jej wystarczającej uwagi, on w marazmie i wewnętrznej rozpaczy spowodowanej beznadzieją swojego losu. Miejsce ich spotkań, puste i przestrzenne mieszkanie zdaje się wiernie odzwierciedlać ich życie oraz jego sens.

Ich stosunki nie są pełne uczucia, namiętności. Bardziej przypominają te z polskich produkcji, byle jakie, pozbawione jakichkolwiek emocji oraz wyrazu. Jednakże w „Ostatnim tangu w Paryżu” taki efekt wydaje się być zamierzony by w realny sposób przedstawić jaką rolę odgrywa seks w relacji bohaterów. Nie jest to z pewnością owoc zauroczenia. Motywacje Paula oraz Jeane nie są do końca jasno przedstawione, nie cofamy się zbytnio w ich przeszłość (zresztą sami nie chcą o niej rozmawiać), ale nie uznałbym tego za wadę filmu, chociaż zmusza to widza do pewnych refleksji i uruchomienia szarych komórek. „Ostatnie tango w Paryżu” stoi pod znakiem nihilizmu, w który doświadczony Paul sprawnie (bo w ciągu 3 dni) wciąga nowo poznaną niewiastę oraz zapętlającej się, bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki, autodestrukcji.

Dialogi w „Ostatnim tangu w Paryżu” są nierówne i sprawiają wrażenie nie do końca dopracowanych. Znajdą się pośród nich świetne linijki, ale nie można powiedzieć, że ten element stanowi o sile filmu. Świetnie zaprezentował się Marlon Brando, który część dialogów improwizował, może to pozwoliło mu bardziej wczuć się w wyniszczonego psychicznie człowieka, kto wie. Swoje przeżyła także młoda Maria Schneider, której piętno filmu przez długi czas nie opuszczało. Z pewnością oboje wypadli wiarygodnie w tej relacji. Można zapytać dlaczego mimo tak pozytywnej oceny tylko 7. Spieszę więc z wyjaśnieniem, bo mimo kunsztu oraz interesującej tematyki, film się dłuży, ma przestoje, a niektóre sceny sprawiają wręcz wrażenie niepotrzebnych, co znacząco wpływa na mój odbiór „Ostatniego..”. Warto poznać tę pozycję, w końcu to klasyka kina. Sam się długo do tego zbierałem, ale seans mogę uznać za udany.