Świeża krew na polskim rynku, czyli „What Else Films”

Świeża krew na polskim rynku, czyli „What Else Films”

logo WEF_transparentneCałe szczęście, że istnieją takie osoby jak Julia Pilasewicz i Maria Frączek, które nie skupiają się na kinie mainstreamowym i chcą poszerzać polskie kinematograficzne horyzonty. Obie panie, w ostatnim czasie, założyły firmę dystrybucyjną What Else Films, specjalizującą się w kinie wschodnioazjatyckim. W związku z tym 2 kwietnia do sprzedaży na terenie całej Polski trafią dwa tytuły skierowane do osób o mocnych nerwach i żołądkach oraz otwartych i bystrych umysłach: japoński „Cold Fish” i koreański „Mój sąsiad zombie”. Oczywiście, w najbliższym czasie, recenzje obu filmów pojawią się na moim blogu.

Panie od lat nałogowo oglądają filmy wschodnioazjatyckie. Jako, że na rynku polskim istnieje w tej materii spora luka, postanowiły zająć się dystrybucją filmów z Azji. Niedługo wystartuje także strona internetowa dystrybutora, gdzie znajdować się będzie katalog filmów z zakupioną licencją. What Else Films ma obecnie prawa do 5 tytułów z japońskiego studia Sushi Typhoon: „Cold Fish”, „Deadball”, „Yakuza Weapon”, „Helldriver”, „Alien vs Ninja”; „Negative Happy Chainsaw Edge” – uroczy, ale nie najwyższych lotów film sc-fi dla młodszej grupy wiekowej (15+) oraz dwa niezależne filmy koreańskie (niskobudżetowe eklektyczne produkcje z pogranicza sc-fi, horroru i komedii).
What Else Films zdecydowało się na gatunkowe niskobudżetowe kino z Azji, ponieważ jest bardzo charakterystyczne i ma niewielką reprezentację w Polsce („Wojownik bez strachu”, „Azumi 1” i „Azumi 2”, „Shinobi” oraz „Sąsiad spod 13”.), przy czym w większości są to już starsze tytuły. Założycielki liczą, że dotrą zarówno do wielbicieli kina azjatyckiego, jak i fanów gore, splatterów i filmów spod znaku grindhouse. W przyszłości chcą sprowadzić kilka starszych kultowych tytułów art-house’owych i cyberpunkowych.
Jak twierdzi Julia Pilasewicz: „Najczęściej pojawiającym się pytaniem towarzyszącym podczas oglądania setek filmów azjatyckich było – co jeszcze?… Czasami w pozytywnym, czasami negatywnym sensie. Filmy te zazwyczaj przesuwały granice naszej wyobraźni i przyzwyczajeń, jeśli chodzi o emocjonalność, spojrzenie na dany problem lub dostrzeganie problemu, który zazwyczaj jest omijany oraz niekonwencjonalne (według naszej emocjonalności) podejście do niektórych tematów, bądź rozwiązania techniczne, czy konstrukcyjne i wizualne. Po części na żarty, a po części na serio nazwałyśmy więc firmę What Else Films.
Filmy z dystrybucji WEF nie każdemu mogą przypaść do gustu, ale na pewno znajdą uznanie wśród miłośników mocniejszych wrażeń oraz tych, którzy lubią bezpretensjonalny absurd. A jeśli ktoś nie jest osobą przyzwyczajoną do tego typu kinematografii, to na pewno oglądając tytuły WEF, zada sobie pytanie „co jeszcze?” (lub w mniej parlamentarnej wersji) podczas seansu.