Niespodzianką nie jest fakt, że „Paradoks Cloverfield” nie trafił do kin. Niestety staje się to oczywistością dopiero po seansie filmu Juliusa Onaha, który do tej pory swojego reżyserskiego talentu nie ujawnił. W dodatku największym paradoksem tego filmu nie jest tytułowy wątek, a sytuacja, kiedy na siłę próbuje się słaby scenariusz podciągnąć pod popularne uniwersum by jechać na jego popularności.
Nie żebym był wielkim fanem całej serii, ale produkcja Matta Reevesa („Cloverfield”) znakomicie odnalazła się w technice found footage, oryginalnie i ciekawie prezentując koniec świata. Niestety owa stylistyka, nadająca filmowi ponadprzeciętną warstwę realizmu, później już nie wystąpiła. Z kolei w „Cloverfield Lane 10” Dana Trachtenberga uwikłano widzów w zagadkową relację żyjących w zamknięciu bohaterów. Nie wiadomo, czy to kryjówka psychopaty, czy bunkier chroniący przed chemiczną zagładą świata. Dawka realizmu zgoła inna, ale napięcie porównywalne jak w przypadku filmu Reevesa, chociaż można zarzucić w tym przypadku pewną szablonowość.
Z „Paradoks Cloverfield” jest nieco gorzej, bo do pięt nie dorasta poprzednikom. Pół biedy byłoby, gdyby wszystkie interesujące pomysły zostały doprowadzone skutecznie do końca. Skończyło się niestety na samej idei, bo u Onaha dominuje sztampa. Tłumaczenie fabuły między dialogami także chluby twórcom nie przynosi, zwłaszcza, że już na wstępie pojawia się zapowiedź tego, o czym będzie traktować fabuła. Oczywiście z odpowiednim wytłumaczeniem. W końcu to kosmiczne technologie, nie w kij dmuchał!
Mimo to „Paradoks Cloverfield” zdawał się zapowiadać nad wyraz zadowalająco, ale jak się okazało – tylko do pewnego momentu. W dodatku gdy już wykorzystano większość scenariuszowych 'niespodzianek’ fabuła zaczęła niebezpiecznie pikować w dół. Dla jasności, wcześniej wcale nie było tak wystrzałowo, ale przynajmniej do zniesienia. Nie udało się tego uratować i skończyło to się tak samo, jak chodzenie po ruchomych piaskach. Chciałoby się powiedzieć, że obsada ratuje film, bo pojawiają się dosyć znane nazwiska, ale na nic to się zdało, bo scenariusz z plątaniną różnej jakości pomysłów pozbawiony jest jakiegokolwiek napięcia.
W paru scenach wydała mi się widoczna inspiracja „Obcym”, czy bardziej udany easter egg związany z „Martwym złem”, który okazał się strzałem w dziesiątkę, głównie za sprawą Chrisa O’Dowda, na którego widok pojawia się uśmiech na twarzy, a cały wątek to udana komedia. Mam nadzieję zamierzona.
Ciężko nazwać „Paradoks Cloverfield” filmem udanym, zwłaszcza, że scenariusz aż kipi od nieudanych wyborów. Samej produkcji bliżej do zrealizowanego za ogromną kasę przedstawiciela kina klasy B, niż do kosmicznego blockbustera, czy galaktycznej odysei. Prędzej spodziewałbym się, że film wyjdzie po cichaczu na DVD, ale najwidoczniej nawiązanie do dosyć popularnej serii skusiło Netflixa do wzbogacenia swojej bazy tym tytułem. Akurat oni mogli sobie pozwolić na taki krok, bo i tak nie ucierpią na wypuszczeniu tej produkcji do obiegu. Z powodu jednego filmu subskrypcji raczej nikt nie będzie cofał.
(4 / 10)The Cloverfield Paradox
/USA/
Reżyser:Julius Onah
Scenariusz:Oren Uziel, Doug Jung
Obsada: John Krasinski, Elizabeth Debicki, Daniel Brühl, David Oyelowo, Chris O’Dowd, Ziyi Zhang, Gugu Mbatha-Raw
Zdjęcia: Daniel Mindel
Czas trwania: 102min