Gdybym tylko tu był [Wish I Was Here] 2014 – Recenzja

Gdybym tylko tu był (2014)

Wish I Was Here

/USA/

Reżyser: Zach Braff
Scenariusz: Zach Braff, Adam J. Braff
Obsada: Zach Braff, Kate Hudson, Mandy Patinkin, Pierce Gagnon, Joey King
Muzyka: Rob Simonsen
Zdjęcia: Lawrence Sher
Gatunek: Dramat, Romans
Czas trwania: 108 min

Ogarnij się!

Zach Braff powrócił! Chociaż nie tworzy wielce nowatorskich, ambitnych i wyszukanych dzieł, potrafi dotrzeć do specyficznego grona odbiorców, którym jego styl odpowiada. Jest całkiem prosto, przystępnie oraz co najważniejsze pouczająco i mobilizująco. Co istotne, cała ta życiowa nauka zawarta w filmie nie jest straszliwie zakamuflowana i można wszystko na bieżąco odczytywać z ekranu, gdzie z pewnością każdy znajdzie jakieś wskazówki dla siebie, które z pewnością warto wcielić w życie. Może i Braff Ameryki w tym temacie przed nami nie odkryje, jednak niniejszą historię chłonie się z dużą uwagą i przyjemnością, bo jest w tym jakaś nieokiełznana magia i ciepło.

„Gdybym tylko tu był” Zacha Braffa skupia się na postaci Aidana Blooma, który mimo 35 lat na karku nie znalazł jeszcze swojego miejsca na ziemi. Jest niespełnionym aktorem i choć wydaje mu się, że daje sobie radę jako ojciec i mąż, jego dotychczasowe poczynania zostaną poddane weryfikacji. Punktem zwrotnym w jego życiu, podobnie jak w „Powrót do Garden State”, jest widmo śmierci rodzica, które miesza w jego życiu i wywraca je niemal do góry nogami. Nic co będzie w przyszłości nie pozostanie takie jakie było wcześniej.

Oba filmy można przypisać do grupy tych ku pokrzepieniu serc, w jakiś sposób motywujących do wyrwania się ze stagnacji, ruszenia dupy i jak to mawiała moja licealna polonistka – wzięcia się z życiem za bary. Przedtem należy jednak swoje życie nieco przewartościować, podobnie jak to robi nasz bohater Aidan, który będąc w niełatwym położeniu zaczyna więcej dostrzegać i więcej ze swojego żywota czerpać, bo dlaczego nie spróbować, dlaczego mimowolnie płynąć z prądem nie czując z tego żadnej satysfakcji?

Niby same banały, ale Zach Braff ubiera to w tak atrakcyjną i magiczną stylistkę, że nie sposób się oprzeć. Z 'Gdybym tylko tu był” bije tak ogromne ciepło, że nie da się nie poczuć sympatii do bohaterów, nie utożsamiać się z nimi. Jest zabawnie i na poziomie, bywa dramatycznie, ale wszystko zagrane w jakże pozytywnej nucie!