Rust and Bone [De rouille et d’os] 2012 – Recenzja

Rust and Bone (2012)

De rouille et d’os

/Belgia, Francja/

Reżyser: Jacques Audiard
Scenariusz: Jacques Audiard, Thomas Bidegain
Obsada: Marion Cotillard, Matthias Schoenaerts
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Stéphane Fontaine
Gatunek: Melodramat
Czas trwania: 120 min


Najnowsze dzieło twórcy „Proroka” Jacquesa Audiarda to niesamowicie ciekawa i intrygująca opowieść o dwojgu zupełnie różnych ludzi, których od momentu spotkania w klubie zaczyna łączyć niesamowicie dziwna relacja. On (Matthias Schoenaerts) jest samotnym ojcem, który nie radzi sobie z opieką nad synem i wydaje się wyzuty z uczuć – typowy facet XXI wieku, ona (Marion Cotillard) interesująca, wrażliwa kobieta, której wypadek odmienia życie.
„Rust and bones” jest świetnym melodramatem pełnym wspaniałej muzyki, w której palce maczał sam Alexandre Duplat, dla którego rok 2012 wydaje się zbiorem żniw całej jego kariery, bo to kolejny świetny film do powstania którego przyczynił się w zeszłym roku. Film zawiera też wiele wymownych, wspaniałych i zachwycających ujęć, scen zapadających w pamięć o czym przekonuje już sam trailer.
Początek filmu nie zwiastował takiej dawki emocji i realizmu, bo zapowiadał się jak wiele filmów tego typu, gdzie zły gość rozkochuje w sobie dobrą kobietę, ale tu nie jest to takie banalne i proste. Jacques Audiard nie używając wytartych schematów znakomicie stworzył dwie postacie diametralnie różniące się od siebie, które mimo wszystko potrzebują tego samego – miłości. Matthias Schoenaerts wydaje się stworzony do roli bad boya, bo równie dobrze zaprezentował się w „Głowie byka”, gdzie kreował podobną postać. Marion Cotillard natomiast stworzyła jedną ze swoich najlepszych kreacji w karierze, a jej postać była przejmująca i wiarygodna.
Polski tytuł dzieła Audiarda to „Kość i rdza”. Tytułową rdzą wydaje się być zepsuty Alain (Matthias Schoenaerts), natomiast kością, która oparła się dalszej korozji przez Alaina jest Stéphanie (Marion Cotillard) potrafiąca ujarzmić nieprzewidywalnego bohatera. „Rust and bones” rozczarowuje nieco w samej końcówce, gdzie scenariusz wydał się zbyt naiwny. Jednak jest to jedna z pozycji 'must see’, którą jak najbardziej polecam.