Śnieżka (2012)
Blancanieves
/Belgia, Francja, Hiszpania/
Reżyser: Pablo Berger
Scenariusz: Pablo Berger
Obsada: Maribel Verdú, Daniel Giménez Cacho, Macarena García, Sofía Oria, Josep Maria Pou, Inmaculada Cuesta, Ángela Molina
Muzyka: Alfonso Vilallonga
Zdjęcia: Kiko de la Rica
Gatunek: Dramat, Fantasy, Niemy
Czas trwania: 98 min
O tym jak oniemiałem…
Filmem „Śnieżka” Pablo Berger udowadnia, że ma wyobraźnię tak wielką jak obaj bracia Grimm razem wzięci, a może nawet i większą. Nazwisko znanych autorów baśni nie pojawia się tutaj przypadkowo, bo to na ich „Królewnie Śnieżce” oparł swoją historię hiszpański reżyser. Fabułę wydarzeń przeniósł do swojego rodzinnego kraju w okres przedwojennia, gdzie króluje Flamenco i korrida. Początek seansu nie zapowiadał tak genialnego wplecenia elementów baśni w film, bo zaczęło się od przedstawienia tragicznych okoliczności narodzin Carmencity (Sofía Oria) – więcej nie zdradzę by nie psuć seansu
Natomiast w miarę upływu czasu nawiązania do dzieła braci Grimm stają się coraz bardziej klarowne i oczywiste – pojawiają się nawet krasnoludki (w postaci karłów torreadorów). Scenariusz stworzony przez Pablo Bergera to istny majstersztyk! Wydawałoby się, że tak dobrą baśń jaką z pewnością jest „Królewna Śnieżka” ciężko zekranizować, a co dopiero przerobić ją i się nie ośmieszyć, tak jak to miało miejsce w przypadku dwóch ostatnich tytułów związanych z tą bajką, tj. „Mirror, Mirror” oraz „Królewna Śnieżka i Łowca”. Berger przedstawiając swój pomysł na tę historię odważnie, a co najważniejsze skutecznie, sięgnął do korzeni światowej kinematografii – mianowicie czarno-białego kina niemego. W ostatnim czasie jest to coraz częstszy zabieg, który jednak nie zawsze się sprawdza. Mam tu na myśli przede wszystkim „Artystę”, który zdobył w roku 2012 aż 5 Oskarów (w tym za najlepszy film) oraz w mniejszym stopniu „Les miserebles”, które starało się przypomnieć zapomniane kino musicalowe. Jednak „Artysta” różni się znacznie od „Śnieżki” – i bynajmniej nie mam tu na myśli fabuły. Twór Michela Hazanavicusa uznawany jest przez niektórych za arcydzieło. W mojej opinii jest on pełny efekciarstwa i blichtru. Inaczej rzecz się ma z „Blancanieves”, które wydaje się żywcem wyjęte z czasów, w których kino nieme przeżywało swoją świetność – jest skromne, nienachalne i naprawdę wyjątkowe. Ma genialny klimat, który w głównej mierze budowany jest przez bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową, świetną charakteryzację, fantastyczną i nietuzinkową fabułę oraz obsadę, która w pewnym sensie pozbawiona aparatu mowy spisała się fenomenalnie wyrażając pełną paletę emocji mimiką czy gestami, po prostu nie sposób ich nie docenić. „Śnieżka” dostarcza też pełen wachlarz emocji, co dla mnie jako widza stanowi ogromną zaletę, bo filmu nie da się jednoznacznie zaszufladkować, a podczas seansu odbiorca przeżywa różne stany emocjonalne niczym podczas jazdy na rollercoasterze. Są chwile zabawne, wzruszające, czy też wywołujące napięcie jak w dobrej klasy thrillerze. W trakcie seansu byłem oniemiały, bo nie miałem się do czego przyczepić. Nawet w końcówce, kiedy już myślałem, że obniży ona moją ocenę filmu Berger zastosował świetne rozwiązanie, które by mi się nawet nie przyśniło, pozostawiając mnie zaskoczonego z opadniętą szczęką na podłodze ;). Wszystko to powoduje, że w mojej opinii „Śnieżka” urasta do miana filmu kultowego. Jeśli przetrwa próbę czasu to moja nota powędruje o jedno oczko wyżej, a póki co zostaje przy 9.
Natomiast w miarę upływu czasu nawiązania do dzieła braci Grimm stają się coraz bardziej klarowne i oczywiste – pojawiają się nawet krasnoludki (w postaci karłów torreadorów). Scenariusz stworzony przez Pablo Bergera to istny majstersztyk! Wydawałoby się, że tak dobrą baśń jaką z pewnością jest „Królewna Śnieżka” ciężko zekranizować, a co dopiero przerobić ją i się nie ośmieszyć, tak jak to miało miejsce w przypadku dwóch ostatnich tytułów związanych z tą bajką, tj. „Mirror, Mirror” oraz „Królewna Śnieżka i Łowca”. Berger przedstawiając swój pomysł na tę historię odważnie, a co najważniejsze skutecznie, sięgnął do korzeni światowej kinematografii – mianowicie czarno-białego kina niemego. W ostatnim czasie jest to coraz częstszy zabieg, który jednak nie zawsze się sprawdza. Mam tu na myśli przede wszystkim „Artystę”, który zdobył w roku 2012 aż 5 Oskarów (w tym za najlepszy film) oraz w mniejszym stopniu „Les miserebles”, które starało się przypomnieć zapomniane kino musicalowe. Jednak „Artysta” różni się znacznie od „Śnieżki” – i bynajmniej nie mam tu na myśli fabuły. Twór Michela Hazanavicusa uznawany jest przez niektórych za arcydzieło. W mojej opinii jest on pełny efekciarstwa i blichtru. Inaczej rzecz się ma z „Blancanieves”, które wydaje się żywcem wyjęte z czasów, w których kino nieme przeżywało swoją świetność – jest skromne, nienachalne i naprawdę wyjątkowe. Ma genialny klimat, który w głównej mierze budowany jest przez bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową, świetną charakteryzację, fantastyczną i nietuzinkową fabułę oraz obsadę, która w pewnym sensie pozbawiona aparatu mowy spisała się fenomenalnie wyrażając pełną paletę emocji mimiką czy gestami, po prostu nie sposób ich nie docenić. „Śnieżka” dostarcza też pełen wachlarz emocji, co dla mnie jako widza stanowi ogromną zaletę, bo filmu nie da się jednoznacznie zaszufladkować, a podczas seansu odbiorca przeżywa różne stany emocjonalne niczym podczas jazdy na rollercoasterze. Są chwile zabawne, wzruszające, czy też wywołujące napięcie jak w dobrej klasy thrillerze. W trakcie seansu byłem oniemiały, bo nie miałem się do czego przyczepić. Nawet w końcówce, kiedy już myślałem, że obniży ona moją ocenę filmu Berger zastosował świetne rozwiązanie, które by mi się nawet nie przyśniło, pozostawiając mnie zaskoczonego z opadniętą szczęką na podłodze ;). Wszystko to powoduje, że w mojej opinii „Śnieżka” urasta do miana filmu kultowego. Jeśli przetrwa próbę czasu to moja nota powędruje o jedno oczko wyżej, a póki co zostaje przy 9.