Klub „Exotica” [Exotica] 1994 – Recenzja

Klub „Exotica” (1994)

Exotica

/Kanada/

Reżyser: Atom Egoyan
Scenariusz: Atom Egoyan
Obsada: Bruce Greenwood, David Hemblen, Don McKellar, Mia Kirshner, Elias Koteas, Arsinée Khanjian, Sarah Polley
Muzyka: Mychael Danna
Zdjęcia: Paul Sarossy
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 103 min

Siła sugestii

Atom Egoyan, człowiek o egzotycznym nazwisku, do niedawna kompletnie mi nieznany, spłodził w 1994 roku bardzo egzotyczny film, którym trafił w moje równie egzotyczne (:D) smaki. Egzotyczny klub dla dżentelmenów z tańczącymi kobietami, sklep z egzotycznymi zwierzętami, egzotyczne i dziwne relacje międzyludzkie oraz egzotyczna jak na fabułę muzyka, finalnie jednak pasująca do tego egzotycznego klimatu i obrazu jako całości. Egoyan wprowadza sporo niejednoznaczności, zakłopotania i mylnych sugestii by wciągnąć widza w ten, z pozoru, nieskomplikowany i prosty świat, w którym tak naprawdę roi się od cierpienia i uczuć tak trudno wyrażalnych i opisywalnych.

Film oglądamy w zasadzie od punktu centralnego całej opowieści, po której naprzemiennie skaczemy po osi czasu – raz fabuła toczy się normalnym tempem, a raz wracamy w przeszłość by zagłębić się w bohaterów, a właściwie bohatera – Francisa (Bruce Greenwood), w celu poznania genezy jego obecnego zachowania i sytuacji. Choć w „Exotice” są także inni bohaterowie, to jednak na Francisie opiera się fabuła tej produkcji, on jest jej najważniejszą postacią. Egoyan w bardzo dziwny i niby oczywisty sposób nakreśla już na samym początku interakcję pomiędzy młodą, ubraną w kusy mundurek uczennicy, tancerką a poważnym już Francisem, który co drugi dzień przychodzi do klubu patrzeć na jej taniec. Choć z jednej strony wszystko zdaje się być jasne, to ta relacja ma w sobie ogromną tajemnicę (ale nie tylko ta), którą odkrywamy poznając głównego bohatera. Można powiedzieć, że Egoyan kpi w ten sposób z naszej powierzchowności i z tego jak łatwo przychodzi nam osądzanie innych ludzi, a że robi to w bardzo wysublimowany sposób, to na koniec pozostaje mu tylko przyklasnąć i przyznać rację.

Klub „Exotica” ma w sobie trochę takiego snu na jawie, oniryzmu, czy wręcz coś z cronenbergowskiego klimatu. Forma ekspozycji zastosowana przez reżysera egipskiego pochodzenia z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu i jest raczej skierowana do widzów szukających nowych wrażeń w kinie. Chociaż minęło od premiery 20 lat zauroczyłem się tym filmem, nie zestarzał się, a w momencie, kiedy tancerka wyszła na scenę przy piosence Leonarda Cohena „Everybody Knows” miałem nawet ciary. Nie spodziewałem się tu kina tak głębokiego, przepełnionego dramatyzmem i opartego w głównej mierze na psychologii postaci, więc jestem miło zaskoczony. „Exotica” sprawiła, że pozostałym filmom tego reżysera będę musiał przyjrzeć się bliżej.