Babadook [The Babadook] 2014 – Recenzja

Babadook (2014)

The Babadook

/Australia/

Reżyser: Jennifer Kent
Scenariusz: Jennifer Kent
Obsada: Essie Davis, Noah Wiseman, Hayley McElhinney
Muzyka: Jed Kurzel
Zdjęcia: Radosław Ładczuk
Gatunek: Horror
Czas trwania: 92 min

Amelia, Samuel i Babadook sami w domu

„Babadook” – czy można wyobrazić sobie lepszy debiut? Jennifer Kent czerpiąc z najlepszych reprezentantów horroru stworzyła całkiem oryginalny gatunkowy patchwork. Wyczuwalna jest charakterystyczna atmosfera kina grozy z końcówki ubiegłego wieku i obecny jest nawet popularny 'nawiedzony’ przedmiot (książka). Choć zaczyna się jak „Omen”, to przechodzi w fazę „Lśnienia”, by następnie przypomnieć duszny, niepokojący, owiany tajemnicą klimat „Dziecka Rosemary”, i zahaczyć wizualnie i wierszowo o „Koszmar z Ulicy Wiązów”. W chwili pisania tylko tyle nawiązań sobie przypomniałem, chociaż podczas oglądania było ich kilka więcej. Na szczęście „Babadook” nie okazał się niewypałem. Udało się tę mieszankę wybuchową okiełznać komponując ją w odpowiednich proporcjach.

Amelia (Essie Davis) od siedmiu lat samotnie wychowuje syna Samuela (Noah Wiseman). Jej mąż zginął w wypadku wioząc Amelię na porodówkę. Od momentu utraty ukochanego jej życie nie jest już tak sielankowe jak wcześniej. Poświęcając się całkowicie swojemu dziecku jej lęki, z którymi nie potrafi się zmierzyć narastają, na czym cierpi nie tylko ona, ale też najbliżsi, a przede wszystkim syn, który urodził się tego feralnego dnia, więc nawet on sam przywołuje niemiłe wspomnienia. W dodatku nastał okres, w którym panowanie nad jego zachowaniem i umysłem przejęła wybujała wyobraźnia.

No właśnie, czy aby na pewno „Babadook” jest tylko i wyłącznie owocem dziecięcej fantazji Samuela? Czy ten książkowy stwór jest realnym i zmaterializowanym zagrożeniem, czy uosobieniem lęków i demonów nie radzącej sobie z życiem Amelii? Przez długi czas odpowiedź nie jest jednoznaczna, dzięki czemu film Jennifer Kent klimatem łudząco przypomina produkcje Polańskiego. W zasadzie „Babadooka” można podzielić na dwie części, pomiędzy którymi zabrakło płynniejszego, wyrafinowanego przejścia. Podążając więc za rosnącym psychologicznym napięciem wpadamy nagle w horrorową otchłań. Ta polaryzacja wydaje się największym, jeśli nie jedynym, mankamentem tej produkcji, aczkolwiek znajdą się zapewne także aprobaty dla takiego rozwiązania.

Jennifer Kent korzystając z najlepszych wzorców udało się stworzyć specyficzny i autorski obraz, który wyróżnia się na tle mainstreamowej, powstałej w ostatnich latach, schematycznej reszty. Stawiając na kameralność, surowość i klimat wyzbyła się widowiskowych i efektownych trików rządzących dzisiejszym horrorem – chapeau bas. „Babadook” jest więc najlepszym dowodem na to, że idąc pod prąd można stworzyć satysfakcjonujące i interesujące kino nie tylko dla samej autorki, ale też i widzów.