Mystery Road (2013)
/Australia/
Reżyser: Ivan Sen
Scenariusz: Ivan Sen
Obsada: Aaron Pedersen, Hugo Weaving, Jack Thompson, Ryan Kwanten, Tasma Walton
Muzyka: Ivan Sen
Zdjęcia: Ivan Sen
Gatunek: Thriller, Kryminał
Czas trwania: 118 min
Ostatni sprawiedliwy
„Mystery Road” obok „Mary i Max”, „Królestwa zwierząt”, „Mad Maxa” i omawianego w ostatnim czasie na moim blogu „Łowcy” jest jednym z nielicznych australijskich filmów, które wyróżniają się w zdecydowany sposób i po prostu robią wrażenie. Ivan Sen niemal w pojedynkę stworzył dobry thriller, w którym uwidacznia się nutka jego charakterystycznej wizji i stylu, sprawiając, że ma się ochotę sięgnąć po jego poprzednie tytuły.
Detektyw Jay Swan powraca w rodzinne strony by poprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa młodej dziewczyny, której ciało znaleziono tuż przy autostradzie, w dodatku odkrywa, że ze sprawą powiązania jest też jego córka. W mieście zastaje jednak dziwną sytuację, gdyż tylko jemu zależy na rozwiązaniu sprawy, bo reszta jego kompanów nie kwapi się do prowadzenia śledztwa i woli zajmować się pomniejszymi problemami. Główny bohater jest wyobcowany nie tylko w pracy, ale też i w samym miasteczku, gdzie mimo tego samego, bo aborygeńskiego pochodzenia uznawany jest za intruza ścigających swoich pobratymców. Podobnie jak w „Zulu” widoczne są elementy konfliktów kulturowych.
Niniejszy film z założenia jest thrillerem. Jednak nie wpisuje się on w typowe ramy tego gatunku ze względu na dosyć powolne tempo narracji i wiążące się z tym śladowe ilości napięcia – no chyba, że reżyserowi nie udało się po prostu tego osiągnąć. Mimo to kupuję tę konwencję. Na szczęście atmosfera tajemnicy i niepewności jest udanie zaaranżowana, bo bez tego z ekranu mogłoby wiać nudą totalną. W „Mystery Road” fabuła podąża wraz z głównym bohaterem, który nie działa zbyt pospiesznie. Wszystkie jego decyzje są skrupulatnie przemyślane i racjonalne, co sprawia, że dosyć skutecznie, choć małymi kroczkami, podąża do finału. Ponadto nie wiemy więcej niż sam bohater. To wraz z nim przesuwamy się w czasie, odkrywamy kolejne poszlaki i w zasadzie możemy równolegle z nim analizować sprawę i wszelkie wydarzenia.
Co najważniejsze Iven Sen nie bawi się widzem, nie zaaplikował twistów fabularnych, ani nawet nie próbuje mylić tropów. W dosyć prosty, ale intrygujący sposób przedstawił swój pomysł na tę opowieść. Ma ona w sobie coś z „To nie jest kraj dla starych ludzi” braci Coen, czy chociażby z „Ukryte” Hanekego – i choć to nie jest poziom wspomnianych twórców, to reżyser tworząc dosyć oryginalne dzieło obronił się zdecydowanie i jest tuż za ich plecami. Mnie osobiście zabrakło odrobiny emocji, przez co cała opowieść wydała się lekko beznamiętna jak Jay Swan – główny bohater. Może tak miało być – chłodna, arthouse’owa prezentacja osamotnionego detektywa. Innym może będzie to bardziej odpowiadać, ale powolne tempo akcji przypadnie raczej do gustu tylko nielicznym. Wrażenia z tego filmu są jak najbardziej pozytywne, jakby na przekór niskiej ocenie na filmwebie 😉 Ode mnie ósemka. A obraz i dźwięk? Urzekające!