Mój biegun (2013) – Recenzja

Mój biegun (2013)

/Polska/

Reżyser: Marcin Głowacki
Scenariusz: Marek Kłosowicz, Katarzyna Śliwińska-Kłosowicz
Obsada: Bartłomiej Topa, Magdalena Walach, Maciej Musiał
Muzyka: Mateusz Pospieszalski
Zdjęcia: Dariusz Rudziński
Gatunek: Dramat, Obyczajowy, Biograficzny
Czas trwania: 93 min

Moja trauma

Niepełnosprawny Jaś Mela wraz z polarnikiem Markiem Kamińskim podejmują się niebywałej misji. Zamierzają zdobyć oba bieguny. I to w ciągu jednego roku. Przemierzają zaśnieżone i mroźne lądowe bezkresy. Jest to nie tylko walka z polarnym klimatem, ale przede wszystkim heroiczna walka z własnymi słabościami i psychiką. Tym samym młody bohater udowadnia, że „kalectwo nie tkwi w nodze czy ręce, ale w głowie”, bo kalectwo to stan ducha. Tak pewnie pokrótce prezentowałaby się fabuła O Janie Meli made in USA. My niestety zostaliśmy zmuszeni do zadowolenia się czym innym…

Przedstawiona nam zostaje historia obejmująca okres od dzieciństwa do rehabilitacji Meli, czyli jeszcze przed wyprawami na bieguny. Jest to typowy dramat rodzinny, a raczej taki miał być w założeniu, bo „Mój biegun” pozbawiony jest jakiegokolwiek dramatyzmu. Reżyser wybiera drogę na skróty, nie dopracowuje detali i przesadza z ckliwością opowieści. W dodatku w moim odczuciu ukazał rodziców Jaśka w bardzo niekorzystnym świetle, gdzie odpowiedzialność za wszelkie nieszczęścia rodzinne spada właśnie na nich, a raczej na ich…głupotę i bezmyślność. Wizerunku nawet nie poprawia zaaranżowany na potrzeby filmu wątek dotyczący kontaktu z Markiem Kamińskiem i pomysłu wyprawy, który wg autorów filmu został zainicjowany przez Jaśka ojca. No ja tego nie kupuję, w ogóle. Nawet ścieżka dźwiękowa jakoś nie współgra z obrazem, a często bywa nawet irytująca.

Cała opowieść to jedna wielka wycinanka, gdzie skaczemy z jednego okresu w drugi i choć obywa się to bez większych zgrzytów, to bohaterowie mimo upływu czasu emocjonalnie nie dojrzewają, nie zmieniają się. Ojciec dalej jest uparty i zawzięty, matka dalej zagubiona i nie wie co robić, a zbuntowany Jasiek obrażony na wszystkich. Przez to emocje pomiędzy członkami rodziny nie wypadają autentycznie, podobnie jak opowiadana historia, która pozbawiona jest wyraźnej miąższości i głębszego sensu. O poincie już nie mówię, bo chyba nie można nazwać nią jedynie słów wypowiadanych przez ojca „kalectwo nie tkwi w nodze czy ręce, ale w głowie”, bo w tym filmie nie ma nic, co potwierdzałoby tę tezę. „Mój biegun” powinien być emitowany tylko w TVNie jako ich sztandarowa produkcja pod tym samym szyldem co inne kiepskie filmy dotyczące tak wyjątkowych i silnych osobowości: Agaty Mróz, czy Przemysława Salety. Film jakimś sposobem da się obejrzeć w całości, ale z pewnością nie polecam.