Ran (1985) – Recenzja

Ran (1985)

/Japonia, Francja/

Reżyser: Akira Kurosawa
Scenariusz: Hideo Oguni, Akira Kurosawa, Masato Ide
Obsada: Tatsuya Nakadai, Akira Terao, Jinpachi Nezu, Daisuke Ryû, Mieko Harada, Yoshiko Miyazaki
Muzyka: Tôru Takemitsu
Zdjęcia: Asakazu Nakai, Shôji Ueda, Takao Saitô
Gatunek: Dramat, Historyczny
Czas trwania: 160 min

Gra o tron

„Ran” to jedno z największych arcydzieł Akiro Kurosawy, kto nie zna tego tytułu niech się wstydzi. Film okazał się potężnym wyzwaniem dla japońskiego reżysera, bo uszycie nagrodzonych Oscarem kostiumów zajęło dwa lata, natomiast przygotowania do zdjęć aż dziesięć. Jednak jak pokazuje efekt końcowy warto było poświęcić ten czas dla satysfakcji autorów jak i widzów. Opowiedziana historia jest japońską wersją szekspirowskiego „Króla Leara” odpowiednio zaadaptowaną na azjatyckie warunki.

„Ran” oznacza chaos, jest też symbolem wściekłości, buntu i szaleństwa. Dlatego też wszystkie te elementy są nieodłączną częścią fabuły, która przenosi nas w XVI wiek, kiedy to po 50 latach bezlitosnego budowania swojej potęgi Hidetora Ichimonji (Tatsuya Nakadai) zamierza zawiesić kimono i zbroję władcy w szafie, a tym samym rozdzielić swoje królestwo między trzech synów, co nie spotyka się z aprobatą wszystkich potomków…

Epicki film Akiro Kurosawy robi wrażenie na wszystkich możliwych płaszczyznach: fabularnej, kostiumowej, charakteryzatorskiej, scenograficznej, aktorskiej, dźwiękowej i reżyserskiej. Psychologiczne portrety są również wielkim atutem tej produkcji. Zachowanie, pobudki i cechy charakteru bohaterów mają tu podstawowe znaczenie. Zbudowane postaci nie są jednoznaczne, a bardziej rzeczywiste i zagadkowe, bo każdy z bohaterów może być ofiarą by później stać się katem (i odwrotnie). Choć Kurosawa korzysta raczej ze standardowych metod przedstawiania postaci, to pojawiają się też kreacje oparte na elementach zaczerpniętych z teatru, co dodaje większej dosłowności dramatyzmowi oraz tragizmowi.

„Ran” jest wizualnym majstersztykiem, zwłaszcza w scenach batalistycznych. Mimo mnóstwa akcji kamera pozostaje statyczna, jednak udaje się pokazać pełną dynamikę scen i uzyskać znakomity efekt. „Król Lear” dzięki adaptacji Kurosawy został odświeżony i pomalowany w nowych barwach, bardzo atrakcyjnych zresztą. „Ran” został nakręcony za olbrzymią jak na japońskie warunki sumą 11,5 mln dolarów, co w porównaniu do produkcji z Hollywood jest kwotą śmieszną. Rezultat jaki udało się uzyskać przewyższa sporą ilość wysokobudżetowych amerykańskich tytułów, gdzie budżet często okazywał się (w sumie i dalej okazuje) niewspółmierny z jakością i efektem końcowym filmów. Dlatego polecam tym, którzy jeszcze nie widzieli.