Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia [The Hunger Games: Catching Fire] 2013 – Recenzja

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia (2013)

The Hunger Games: Catching Fire

/USA/

Reżyser: Francis Lawrence
Scenariusz: Simon Beaufoy, Michael Arndt
Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Woody Harrelson, Elizabeth Banks, Lenny Kravitz, Philip Seymour Hoffman, Stanley Tucci, Donald Sutherland
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Jo Willems
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Czas trwania: 146 min

Powtórka z rozrywki

Mimo, że niezbyt ochoczo zabierałem się za oglądanie „Igrzysk śmierci: W pierścieniu ognia”, to liczyłem na jakiś progres względem przeciętnej części pierwszej, a fachowiec od reżyserii teledysków z pewnością wie jak dobrze sprzedać swój produkt, więc moje oczekiwania nie były wcale bezpodstawne. Do tego doliczam całkiem obiecujące recenzje oraz ocenę na filmwebie. Postanowiłem więc zaryzykować… I choć przez te ponad dwie godziny nie nudziłem się specjalnie, to jestem rozczarowany.

Fabuła w sequelu jest bliźniacza do tej z pierwszych „Igrzysk śmierci”. Chociaż przez godzinny wstęp narobiłem sobie nadziei na dobre kino i zwłaszcza na to, że będzie historia nieco inna i bardziej urozmaicona niż u poprzedniczki. Jednak i tu dochodzi do tytułowych igrzysk (co za twist…), co się przeciągało w czasie (wg mnie najlepsza część filmu:P). Dla mnie to oczywiście była z początku niewiadoma, bowiem książki nie czytałem. Choć same igrzyska to niezły kabaret pełen dziwnych niedorzeczności i przypadków, to swoją funkcję(gdy przymkniemy oko na niedociągnięcia i brak logiki) spełnia zadowalająco, wszak to kino rozrywkowe ma być. Ogromną zagadką dla mnie jest obiekt prawdziwej miłości głównej bohaterki Katniss, bo mimo kilku ładnych godzin seansu nadal nie wiem, którego z pięknych panów kocha naprawdę ;(. Może to celowy zabieg, aby w następnych częściach podtrzymać jakiś miłosny wątek? Nie będę już się czepiał kreacji aktorskich, które wypadają tutaj raczej przeciętnie, ale zdanie sobie sprawy, że to jedna z ostatnich ról P.S. Hoffmana trochę boli i zasmuca. Natomiast jak zwykle podobała mi się rola Woodiego Harrelsona, który wcielił się w rolę Haymitcha stojącego po stronie dobra ;).

Film tworzyli raczej niewyróżniający się w świecie kina niczym szczególnym twórcy i udźwignęli ciężar kontynuacji kinowego hitu, tworząc porównywalne widowisko na ekranie. Klimat został zachowany, to chyba najważniejsze. Jeśli więc ktoś ma 2,5h wolnego czasu i chce się rozerwać to „Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia” polecam zaznaczając, że są filmy zdecydowanie lepsze – dlatego ode mnie i tak dosyć wysoka 6:)
P.S. Zaczynam się bać o kierunek dzisiejszej kinematografii, bo następny film wyjdzie w dwóch częściach – wow. Quo vadis…