Nebraska (2013) – Recenzja

Nebraska (2013)

/USA/

Reżyser: Alexander Payne
Scenariusz: Bob Nelson, Phil Johnston
Obsada: Bruce Dern, June Squibb, Will Forte, Bob Odenkirk, Stacy Keach
Muzyka: Mark Orton
Zdjęcia: Phedon Papamichael
Gatunek: Dramat, Przygodowy
Czas trwania: 110 min

Payne na maxa?

Z tego co zdążyłem zauważyć, to nie jestem jedynym blogerem, któremu „Nebraska” skojarzyła się w jakiś sposób z „Sierpniem w Hrabstwie Osage”, bo podobne odczucia miał również na swoim blogu Qentin. Jednakże w mojej opinii jedyną analogią jest rodzina, bo dalej obie historie rozchodzą się w zupełnie różnych kierunkach. I tak jak w obrazie Johna Wellsa członkowie familii dokonują rozkładu więzi i wiedzą o sobie zbyt dużo, tak w najnowszym filmie Payne’a wraz z rozwojem sytuacji wcześniej zaniedbane relacje rodzinne ulegają poprawie głównie dzięki wzajemnemu poznawaniu się. Podobnie jak w poprzednim swoim filmie („Spadkobiercach”) Payne skupia się na przedstawieniu przemian w relacjach dysfunkcyjnej rodzinny i w pewnym sensie na odnajdywaniu odpowiedniej ścieżki życia.

Bohaterem, za sprawą którego następują przedstawione wydarzenia jest Woody Grant. Po latach alkoholizmu jest on na ostatniej prostej swojego życia, i nie dość, że ma alzheimera (co sprawia rodzince ogromne kłopoty), to ubzdurał sobie, że ulotka-spam z wygraną, którą otrzymał da mu fortunę będącą ziszczeniem jego marzeń. Nie mając samochodu zamierza przemierzyć pieszo drogę z Montany do Nebraski po odbiór nagrody. Na szczęście w sukurs przychodzi mu jeden z synów, a następnie dołącza do nich reszta niezbyt zgranej rodzinki. Tak zaczyna się podróż nie tylko do Nebraski, ale i w przeszłość, która scala tak oddalonych od siebie bohaterów.

„Nebraska” to słodko-gorzkie kino drogi mające wiele cech kina niezależnego. Szare barwy obrazu, szarzy i zwykli ludzie z typowymi problemami – prosta, ale nie banalna historia także o chęci posiadania i rozliczeniu się z przeszłością. I chociaż jest ona bardzo dobrze opowiedziana, z polotem – to nadal nie prezentuje niczego nowego. Na wzmiankę zasługują też cięte, ostre dialogi oraz specyficzny dowcip, które zwłaszcza w wykonaniu podstarzałych bohaterów powodują uśmiech, ale też dodają trochę kolorytu czarno-białemu obrazowi oraz dosyć przygnębiającemu choć ciepłemu klimatowi. Role nie są iście wybitne. Są na porządnym poziomie – sądzę jednak, że nie aż na takim by zasłużyć na nominacje do Oscarów.
W dodatku „Nebraska” to kolejny, pozostawiający niedosyt film Payna, który jest tylko dobry. Dlatego ciekawi mnie, czy potrafi wspiąć się chociaż piętro wyżej, czy może to już jest maksimum jego umiejętności?