Mistrz [The Master] 2012 – Recenzja

Mistrz (2012)

The Master

/USA/

Reżyser: Paul Thomas Anderson
Scenariusz: Paul Thomas Anderson
Obsada: Joaquin Phoenix, Philip Seymour Hoffman,
Amy Adams, Laura Dern, Jesse Plemons, Ambyr Childers
Muzyka: Jonny Greenwood
Zdjęcia: Mihai Malaimare Jr.
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 144 min

Lata 50. XX wieku – Freddy Quell (Joaquin Phoenix) jest jednym z wielu marynarzy, na których wojna pozostawiła swoje piętno. Nie odnajduje się w normalnym, powojennym świecie, ma problemy z alkoholem, popędem seksualnym i agresją. Jednak na swojej drodze spotyka przypadkiem Mistrza (Philip Seymour Hoffman) upatrującego w zdziczałym Freddym  niezwykły sprawdzian dla jego religii. Nie będzie to jednak takie łatwe, bo Freddy Quell drwi z postaw, idei głoszonych przez Lancastera Dodda. Postać Mistrza jest luźno inspirowana osobą założyciela Kościoła scjentologicznego L. Ronna Hubbarda.

Paul Thomas Anderson swoim filmem stara się przedstawić autorskie odpowiedzi na nurtujące ludzkość pytania dotyczące funkcjonowania sekt. Jacy ludzie do nich przystępują? W jakim stopniu jest to manipulacja? Jakimi ludźmi są założyciele? Jednak nie jest to jedyny temat jego najnowszego dzieła. Sens „Mistrza” skupia się także na trzech postaciach, a bardziej na interakcjach pomiędzy nimi, które rozgryzamy wraz z toczącą się swobodnie fabułą. Zagubionego, szukającego swojego miejsca w życiu Freddiego Quella, silnej, krytycznej i bezkompromisowej Peggy Dodd (Amy Adams) trzymającej w ryzach swojego stęsknionego za pierwotnymi instynktami męża i manipulatora zarazem – Lancastera. Jest to swoista psychologiczna walka osobowości i charakterów, gdzie każdy próbuje uzyskać przewagę. Ciekawe jest też ukazanie przez Andersona relacji, przeradzającej się z czasem we wzajemną fascynację, na linii uczeń-mistrz, która nie jest tak jednoznaczna i prostolinijna jak mogłoby się wydawać na początku. Bardzo interesujący jest również aspekt dotyczący tytułowego Mistrza, bo nie jest to tak oczywiste i każdy z trójki bohaterów może nim być, zależnie od interpretacji. Największe wrażenie pozostawia jednak uczta aktorska zaserwowana przez Phoenixa, Adams i Hoffmana . Gdybym mógł przyznałbym im po Oscarze, bo stworzenie tak wyrazistych, ale nie jednoznacznych bohaterów, których każde spojrzenie, gest przepełnione jest charyzmą i charakterem odgrywanej postaci. Majstersztyk! Mimo licznych atutów „Mistrz” pozostawia niedosyt, bo mało wyraziste i klarowne jest zamknięcie filmu. Liczyłem na coś niezwykłego i niespodziewanego, a film się po prostu kończy.