Anonimus [Anonymous] 2011 – Recenzja

Anonimus (2011)

Anonymous

/Niemcy, USA, Wlk. Brytania/

Reżyser: Roland Emmerich
Scenariusz: John Orloff
Obsada: Rhys Ifans, Vanessa Redgrave, Sebastian Armesto, Rafe Spall, David Thewlis, Edward Hogg, Xavier Samuel, Sam Reid
Muzyka: Harald Kloser, Thomas Wanker
Zdjęcia: Anna Foerster
Gatunek: Dramat, Historyczny, Thriller
Czas trwania: 130 min

Roland Emmerich, mimo że słynie raczej z kina katastroficznego, to jego najlepszym filmem, póki co (bo nie widziałem jeszcze „Patrioty” oraz „Gwiezdnych wrót”), okazuje się „Anonimus”. Tak daleki od jego stylistyki, z którą jest kojarzony na co dzień.  Kostiumowy „Anonimus” przedstawia spiskową teorię dziejów jakoby William Shakespeare był oszustem. W celu udowodnienia tej hipotezy twórcy przenoszą nas 400 lat wstecz. Do czasów panowania królowej Elżbiety I oraz życia hrabiego Oxfordu, któremu to właśnie przypisuje się autorstwo dzieł pisarza.

„Anonimus” to dzieło kompletne, ale do tej 'wyższej półki’ jednak trochę mu brakuje. Film jest bardzo klimatyczny, w związku z tym porywa już od pierwszych scen, które wzbudzają ogromną ciekawość i zainteresowanie przedstawioną wizją reżysera. Nie pozwalając na nudę Emmerich korzysta z różnych zabiegów wzbogacających fabułę tej produkcji (nie wiem na ile realnych), ale z pewnością pasują do konwencji jaką przyjął oraz czasów w których rzecz się dzieje. I chociaż czasem wydają się dziwne, to chcąc nie chcąc nie patrzyłem na to jako błędy, czy wady, bo rzeczywiście dałem się wciągnąć w historię twórców bez reszty łykając wszystko co zaprezentowali (co nie koniecznie jest dobrym postępowaniem).

Emmerich nie sięgnął po nazwiska światowej sławy, a raczej po wyrobników, którzy rzetelnie podeszli do tego projektu i ciężko wyróżnić kogokolwiek tylko dlatego, że obsada zaprezentowała podobny poziom warsztatowy. Mnie się to podobało, bo nie było sytuacji, gdzie jeden aktor kradnie cały film dla siebie, a w „Anonimusie” jest wszystko wyważone i rozłożone bardzo dobrze. Z początku największym mankamentem (i to sporym) wydają się być retrospekcje i szybkie przejścia pomiędzy scenami, przez co ciężko połapać się w tym kto jest kto i przez pewną część seansu skupiamy się do przypisania wydarzeń do konkretnych postaci. Na szczęście nie przez cały seans musimy do tego dochodzić i w późniejszej fazie jest już tylko lepiej.

„Anonimus” to pozycja, po którą naprawdę warto sięgnąć nie tylko ze względu na postać reżysera, czy samego pisarza. Emmerich pokazuje nową twarz, która okazuje się lepsza od tej znanej wszystkim. Ten film to po prostu dobra i porządna robota z ciekawą i wciągającą historią. Jak dla mnie 7 na 10.