Brud [Filth] (2013) – Recenzja

Brud (2013)

Filth

/Wlk. Brytania/

Reżyser: Jon S. Baird
Scenariusz: Jon S. Baird
Obsada: James McAvoy, Jamie Bell, Tracy-Ann Oberman, Imogen Poots, Eddie Marsan,
Muzyka: Clint Mansell
Zdjęcia: Matthew Jensen
Gatunek: Dramat, Komedia, Kryminał
Czas trwania: 97 min

Ordynarny narkoglina

Choć to dopiero drugie pełnometrażowe 'dziecko’ Jona S Birda, to czuć w nim pewnego rodzaju wyrachowanie i rzetelność jakby miał na koncie setki produkcji. Co ciekawe wziął sobie na tapetę niełatwy materiał, bo powieść Irvina Welsha „Ohyda”, której rzekomo nie da się opowiedzieć w kinie (zresztą podobnie było z jego „Trainspotting”). Jak widać przy odrobinie fantazji i pracy da się to zrobić i to na dobrym poziomie. W oby tytułach sedno stanowią uzależnienia, głównie narkotyczne, gdzie czasami granice rzeczywistości zacierają się i wprowadzani jesteśmy w świat narkotycznych wizji. Mimo, że „Filth” nie jest równie dobry jak „Trainspotting”, to problematyka w nim jest nieco głębsza i bardziej złożona.

Mianowicie „Filth” jest historią Bruce’a Robertsona dążącego po trupach do awansu. Wraz ze wszystkimi możliwymi używkami, ale za to bez skrupułów dla nikogo toruje sobie drogę na szczyt, licząc tym samym na odzyskanie utraconej rodziny. Dzieło Bairda jest pewnego rodzaju kompilacją klimatu „Nagiego lunchu” Davida Cronenberga (choć może nie aż tak abstrakcyjną) oraz „Fight Clubu” Davida Finchera.

Jon S. Baird spisał się bardzo dobrze łącząc sprawnie i atrakcyjnie elementy komediowe, kryminalne oraz dramatyczne odgrywające finalnie najważniejszą rolę. To udane połączenie sprawia, że film nie jest monotonny, co zdaje się tylko potwierdzać charakterystyczna (choć nie tak psychodeliczna jak u Aronofskiego) muzyka autorstwa Clinta Mansella jednego ze współczesnych geniuszy;). Reżyser podobnie jak główny bohater nie ma skrupułów i nie szczędzi nam obrazów całego tego bagna Robertsona: seksu, czy rzygania uznając to za konieczne. Są oczywiście też inne sceny, mniej lub bardziej dosadne, ale nie chcę więcej spoilerować, by nie psuć zaskoczenia.

„Filth” to nie tylko narkotyczny świat nie radzącego sobie z własnymi problemami Bruce’a, bo składa się z wielu różnych, wartościowych elementów pobocznych wzbogacających główny wątek. Natomiast jeśli ktoś do tej pory nie przekonał się do Jamesa McAvoya, to ten tytuł jest najodpowiedniejszy by ten stan rzeczy zmienić. W tym filmie wypada świetnie! Jest to film z pewnością wart obejrzenia. Żałuję tylko, że zakończenie nie okazało się mocniejszym punchem.