Bez tchu [Ddongpari] 2008 – Recenzja

Bez tchu (2008)

Ddongpari

/Korea Płd./

Reżyser: Ik-joon Yang
Scenariusz: Ik-joon Yang
Obsada: Ik-joon Yang, Kot-bi Kim, Man-shik Jeong, Hwan Lee, Sang-won Kim, Seung-yeon Lee
Muzyka: Park Ji-woong
Zdjęcia: Yun Jong-ho
Gatunek: Dramat, Kryminał
Czas trwania: 130 min

Trafiła kosa na kamień

„Bez tchu” to jedyny film w reżyserskim dorobku Ik-joon Yanga, w dodatku niemal w pełni autorski, gdyż sam zajął się większością elementów składowych filmu. Reżyser nie uniknął schematów, dlatego w tej produkcji dostrzec można pewne klisze charakteryzujące głównie kino azjatyckie, a zwłaszcza koreańskie. Bohaterem, podobnie jak w „Pieti” Kim Ki-duka jest chamski windykator zmagający się z wewnętrznymi problemami, którego jedynym środkiem wyrażania uczuć, emocji jest przemoc i agresja. W zasadzie litość, czy nawet dobre słowo w jego życiu nie istnieją, ale czy taka postawa może być wieczna?.

Reżyser nie bawi się we wstępy i wrzuca nas bezpośrednio w centrum opowieści wzbudzając tym samym zaciekawienie tajemniczą postacią. Konstrukcja i dzianie się filmu oparte są na powolnym i misternym odkrywaniu kart przeszłości stanowiących genezę obecnego zachowania głównego bohatera. Połączono to z toczącymi się na bieżąco wydarzeniami, które odciskają nowe piętno na tej postaci. Tak posklejane przez Ik-joon Yanga składniki tworzą dosyć oryginalną i poruszającą opowieść. Oczywiście jak to w Korei nie brak humoru nawet przy poważnej tematyce filmu, i oczywiście jak zawsze perfekcyjnie wkomponowanej.

„Bez tchu” to nie tylko dramat Sang-hoona, bo swoje trzy grosze dorzucają także inne postaci ściśle powiązane z głównym bohaterem. I jak stara się udowadniać reżyser na naszą przyszłość ogromny wpływ ma nasze dzieciństwo, a już pochodzenie z dysfunkcyjnej rodziny, co dobitnie zaznacza reżyser, oznacza niemal zbratanie się z kryminałem, ale też problemu w relacjach z bliskimi. Nie jest to odkrywcze przesłanie, ale film ma też mocną i wyrazistą końcówkę (choć trochę przewidywalną), czym u niektórych zapunktuje. Film Ik-joona Yanga to emocjonalne harakiri, dlatego polecam masochistom przede wszystkim, niektórym wrażliwym natomiast przydać się mogą chusteczki. Ode mnie nieco naciągana ósemeczka 🙂