Kamienie na szaniec (2014) – Recenzja

Kamienie na szaniec (2014)

/Polska/

Reżyser: Robert Gliński
Scenariusz: Dominik W. Rettinger, Wojciech Pałys
Obsada: Tomasz Ziętek, Marcel Sabat, Kamil Szeptycki, Wojciech Zieliński, Andrzej Chyra
Muzyka: Łukasz Targosz
Zdjęcia: Paweł Edelman
Gatunek: Dramat, Wojenny
Czas trwania: 115 min

Kamienie na szaniec – historia prawdziwa (haha!)

Wiele słów ciśnie mi się na klawiaturę po ogromnym zawodzie, jaki spotkał mnie po zetknięciu z filmem Pana Glińskiego. Ciężko wyselekcjonować te najodpowiedniejsze, ale spróbuję. Dawno nie zawiodłem się na jakiejś produkcji tak mocno jak na „Kamieniach na szaniec”. I nie koniecznie chodzi mi tylko o nieścisłości w porównaniu z literackim pierwowzorem, ale też o konstrukcję filmu i jego wydźwięk.

O czym są „Kamienie na szaniec” nie muszę chyba nikomu przypominać. Chociaż takie przypomnienie przydałoby się reżyserowi, który książkową trójcę rozerwał spychając Alka do roli niemal epizodycznej. Postawił na przyjaźń pomiędzy Rudym i Zośką, którzy mają nieco inne osobowości i charaktery niż znane do tej pory. Natomiast nie mam jakichś wielkich pretensji do twórców o próbę rezygnacji z wyidealizowanych głównych bohaterów, kosztem ukazania ich jako zwykłych ludzi, z którymi mógłby identyfikować się każdy. Nawet jeśli im się to nie do końca udało, a moim zdaniem bohaterowie są mało wiarygodni i prezentują się groteskowo.

„Kamienie na szaniec” są filmem wojennym nie tylko bez wojny, ale też bez jakiegokolwiek klimatu wojnoopodobnego. Ogromny wpływ mają na to nieadekwatne zachowania bohaterów, którzy wydają się nie rozumieć zaistniałej sytuacji i swojego położenia w ramach czasowych, czy po prostu mało wiarygodne wojenne realia. Konstrukcja filmu też nie jest zbyt udana. Przeskakiwanie ze sceny w scenę o kompletnie innej emocjonalności i dramaturgii nie sprzyja ani budowaniu napięcia, ani nie pozwala się w pełni zaangażować. Ten patchwork tutaj się nie sprawdził, a co gorsza drażni, podobnie zresztą jak motywy muzyczne nie bardzo wpasowujące się wydarzenia na ekranie. Dziwię się tylko, że Paweł Edelman nie dostosował się poziomem do reszty filmu (za co mu chwała), bo zdjęcia to chyba jedyny atut tego filmu.

Jeśli w ten sposób mają być przedstawiane patriotyczne postawy, kluczowe wydarzenia historyczne i zasłużeni dla Polski bohaterowie, to takiemu kinu mówię nie. Wolę już hamerykańskie produkcje pełne patosu, przesadnego wysławiania postaci, będące wyrazem szacunku do własnej historii i ludzi jej zasłużonym. My się historii wstydzimy i przez takie produkcje jak „Kamienie na szaniec”, czy „Tajemnica Westerplatte” obalane zostają kolejne bohaterskie i patriotyczne postawy, przez co nie ma z czego czerpać wzorców, bo ich liczba maleje. Ta degloryfikacyjna tendencja, występująca chyba tylko w polskim kinie, staje się niebezpieczna, a z pewnością jest nieciekawa – zwłaszcza w takim wydaniu.