Mr. Turner (2014)
/Francja, Niemcy, Wlk. Brytania/
Reżyser: Mike Leigh
Scenariusz: Mike Leigh
Obsada: Timothy Spall, Dorothy Atkinson, Marion Bailey, Paul Jesson
Muzyka: Gary Yershon
Zdjęcia: Dick Pope
Gatunek: Biograficzny, Dramat
Czas trwania: 149 min
Z dala od Hollywood
Ostatnio w oglądaniu filmów pojawiła się u mnie mała zapaść jakościowa. Miało być dziś o „Lewiatanie”, ale o tym będzie później, bo jeszcze bardziej urzekł mnie „Mr. Turner” Mike’a Leigh. Choć to film biograficzny, to ma zupełnie inny styl od ostatnich, oglądanych przeze mnie, produkcji tego typu i nie wtóruje pozostałym Oskarowym historiom o pięknych, atrakcyjnych i przecudownych bohaterach, którzy swoimi poczynaniami przysłużyli się światu.
J.M.W. Turner (Timothy Spall) nie jest przystojny jak wymuskany Cumberbatch w roli Turinga, nie jest zbudowany jak snajper-Cooper, a w dodatku chodzi o lasce i charczy jak zdezelowany traktor. W zasadzie, jak sam określa, najbliżej mu do gargulca, a mimo wątpliwej urody emanuje pewnością siebie oraz zdecydowaniem. Dzięki swojej postawie oraz społecznemu usytuowaniu z łatwością potrafi zjednywać sobie kobiety.
![William_Turner_-_Fishermen_at_Sea](http://kinokoneser.pl/wp-content/uploads/2015/02/William_Turner_-_Fishermen_at_Sea.jpg)
Przez jego życie, a przynajmniej w okresie przedstawianym przez fabułę, przewinęły się trzy partnerki, z którymi miewał bardzo zróżnicowane relacje. Od Sarah Danby (Ruth Sheen) – wdowy naciągającej go na kasę, przez zauroczoną w nim gospodynię (Dorothy Atkinson), aż do Sophii Booth (Marion Bailey), poznanej podczas jednej z jego wypraw po inspiracje.
Przyzwyczajony do samotności mógł całkowicie poświęcić się malowaniu krajobrazów oraz doskonałemu odzwierciedlaniu żywiołów z nad wyraz realistycznie uchwyconym światłem, z czego znany jest chyba najbardziej. Wydawał się malarzem całkowicie spełnionym, mimo to nie porzucił tego zajęcia, o czym dobitnie świadczy jego artystyczna płodność (zostawił po sobie ok. 30 000 prac!).
Wykształcony nie tylko w swojej dziedzinie uchodził za ogromny autorytet wśród malarzy, jak i całej arystokracji. Większość jego wspaniałych obrazów wzbudzała wszechobecny podziw i była obiektem pożądania ludzi z wyższych sfer. Mimo atrakcyjnych finansowo ofert, przeświadczony o swojej wielkości, jeszcze za życia pozostawił w spadku swojemu krajowi wiele dzieł, które są łatwo dostępne do dziś.
![wk-turner1226-3](http://kinokoneser.pl/wp-content/uploads/2015/02/wk-turner1226-3.jpg)
Choć Turner w swoim życiorysie ma różne występki, to ciężko uznać jego zachowanie za wielce kontrowersyjne i arcyciekawe dla widza, przynajmniej teoretycznie. Ma w sobie jednak jakiś rodzaj charyzmy i ekscentryczności, dzięki którym potrafi skutecznie ściągnąć uwagę oglądającego – jeśli nie podśpiewuje od czasu do czasu, nie rusza niezgrabnie nogą w rytm muzyki, to udoskonala swój obraz plwocinami. Z pewnością duża w tym zasługa reżysera i przede wszystkim odtwórcy głównej roli, docenionym zresztą Złotym Globem.
„Mr. Turner” wydaje się współczesnym odpowiednikiem „Barry’ego Lyndona” Stanleya Kubricka. W ciekawy i absorbujący sposób relacjonuje życiorys człowieka niezbyt atrakcyjnego filmowo. Nie pozostawia jakiegokolwiek miejsca na nudę, a film krótki nie jest. Mike Leigh, podobnie jak Kubrick, wzbogaca otoczenie pięknymi plenerami, scenografią oraz kostiumami, a niektóre ujęcia mogłyby uchodzić za imponujące płótna samego bohatera opowieści.
![url](http://kinokoneser.pl/wp-content/uploads/2015/02/url-2.jpg)
Dzieło brytyjskiego reżysera nie stara się być widowiskowym przedstawieniem dla mas. Nie ma sztucznie budowanego napięcia, zabiegów, które mają zbliżyć nas emocjonalnie do Turnera. Leigh w swoim opisie zachowuje odpowiedni dystans, nie wtrąca się w historię pozwalając toczyć się jej własnym i autentycznym tempem. Skupiając się na ostatnich latach życia artysty uniknął niepotrzebnych skoków w czasie i tym samym „Mr. Turner” wydaje się pełniejszy i nie pozostawia uczucia niedosytu. Czasami proste rozwiązania okazują się najlepsze.
„Mr. Turner” to najlepszy film biograficzny jaki miałem okazję oglądać w ostatnim czasie. Tym bardziej dziwi mnie brak nominacji do Oscarów za najlepszy film, czy najlepszego aktora pierwszoplanowego, bo w obu kategoriach nie ustępują pozostałym wyróżnionym. Pozostaje nadzieja, że zwycięstwa w kategoriach wizualnych będą małą nagrodą pocieszenia.