O tym, że obejrzałem „Sens życia oraz jego brak” zadecydował przypadek. I dla takich właśnie chwil żyję, dlatego prowadzę bloga by takimi tytułami się chwalić. Niestety nie często sięgam po kino węgierskie, ale jak już to robię to pozostają tylko zachwyty. Tak było w przypadku „Harmonii Werckmeistera” i tak jest w przypadku niniejszego tytułu, chociaż obie produkcje to dwa różne filmowe światy.
W swoim filmie Reisz używa zdecydowanie mniej symboliki niż Béla Tarr, ale jeśli się pojawia, to jest ona oczywista i w całkiem przyjemny sposób wzbogaca treść „Sensu życia…”. Wprawdzie tematyka zdecydowanie lżejsza, ale nie mniej istotna. Reisz wykazuje się ogromnym wyczuciem i smakiem w operowaniu obrazem, łączeniu scen, czy w ogóle pomysłowością w stosunku do narracji. Dlatego choć niektóre reżyserskie idee wydają się zupełnie od czapy, to właśnie one nadają tej produkcji najwięcej uroku. Także elementy musicalu, tragedii, czy śpiewanie z playbacku przez niemowę nie powinno nikogo dziwić.
„Sens życia oraz jego brak”, to zdecydowanie komedia. Jednak, gdy się głębiej przyjrzeć nie ma ona zbyt pozytywnego wydźwięku i mimo specyficznego humoru jest po prostu smutna. Ten zespolony kontrast okazał się bardzo udanym pomysłem. Nadopiekuńczy rodzice Árona (Áron Ferenczik) uważają swojego dwudziestodziewięcioletniego syna za stosunkowo młodego. Dlatego uważają, że powinien jeszcze korzystać z życia, ma czas na ustabilizowanie życia, a jego matka nawet za niego pisze i rozsyła CV. Áron prezentuje się jako typowy nieudacznik, bądź osoba w ogromnej depresji, zupełnie pozbawiony ochoty do życia, a on po prostu jest chory na miłość, tę utraconą i nieodwzajemnioną miłość (pewnie pierwszą).
Może nie jest to miłość najdojrzalsza, ale Reisz bardzo udanie punktuje młodzieńcze nieudane miłości i podkreśla ten przesadzony stan rozpaczy, jakby się na tym cały świat kończył. Trzymając się humorystycznego wątku – tego bohatera możnaby przypisać do sławetnego (w moich kręgach) cytatu jednej z postaci polskiego paradokumentu, pt.: „Chłopaki do wzięcia”, który znakomicie obrazuje sytuację Árona, a mianowicie 'Z życia to jestem zadowolony tak w połowie. Nie mam pracy, nie mam dziewczyny, i ogólnie jest do dupy’ (albo coś w ten deseń).
Może i trąci banałem, ale na „Sens życia i jego brak” składa się tak wiele różnorodnych i oryginalnych elementów, że ostatecznie jest to nieprzeciętne widowisko. Nawet obserwując niekiedy te węgierskie podwórko pomiędzy istotnymi wydarzeniami, aż ciężko uwierzyć, że jest tak bardzo tożsame z tym naszym. Naprawdę niewiele nas dzieli, więc powiedzenie ‘Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki’ wypada tylko potwierdzać, o czym zresztą mogłem jakiś czas temu przekonać się na własnej skórze i wątrobie podczas jednej z imprez.
Gábor Reisz zaprezentował się z bardzo interesującej strony. Jego „Sens życia i jego brak” to bardzo specyficzne kino z autorską wizją i pomysłami, świetną ścieżką dźwiękową i najlepszymi napisami końcowymi ever! Jeszcze Europa o nim usłyszy (mam nadzieję!) – ode mnie aż 8/10.
(8 / 10)VAN valami furcsa és megmagyarázhatatlan
/Węgry/
Reżyser: Gábor Reisz
Scenariusz: Gábor Reisz
Obsada: Áron Ferenczik, Miklós Horváth, Bálint Györiványi, Tamás Owczarek, Roland Lukács
Muzyka: Lóránt Csorba, Gábor Reisz
Zdjęcia: Gábor Reisz
Czas trwania: 96 min