Bliżej nieokreślona apokalipsa zagoniła ludzkość w lasy i puszcze. Świat pozbawiony nowoczesnej technologii, sprawia, że współcześni ludzie wydają się teleportowani do czasów, gdzie na każdym kroku walczy się o przeżycie. Dieta jest niemal wegańska, opiera się głównie na tym co wyrośnie z ziemi, a mięso jest rzadko spotykanym rarytasem. Liczne ograniczenia powodują, że decydującymi mechanizmami postępowania stają się instynkty pierwotne, głęboko zakorzenione w naszej podświadomości. W „The Survivalist” mają okazję wybrzmieć ponownie, ale w nieco innych tonach i okolicznościach, przekazując nowe perspektywy, a w zasadzie ich brak. Historia zatacza koło i chociaż należymy do gatunku człowieka rozumnego, to pewne okoliczności mogą sprawić, że rozum pójdzie w odstawkę i wrócimy do swoich korzeni ewolucyjnych.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że „The Survivalist” próbuje dyskutować z tym, co wg Fingletona jest nieuniknione, czyli podążaniem ludzkości do samozagłady. Robi to głównie za sprawą walki o przetrwanie, gdzie zaufanie, bezinteresowność nie ma racji bytu. Liczy się tu i teraz oraz możliwie największe korzyści do uzyskania. Nawet już we wstępie mamy sugestię na temat panujących w tamtejszym świecie warunków i zasad, kiedy to główny bohater otwiera Biblię i … wyrywa z niej kartkę żeby rozpalić ogień. Kierowanie się moralnością i etyką to ostatnie zachowania jakie można by przypisać do człowieka postawionego na granicy życia i śmierci.
Po dość długim i niemym wstępie, pokazującym jak nasz osamotniony Crusoe radzi sobie z codziennością i walką o swój byt, do opowieści wkraczają dwie kobiety, które wprowadzą trochę zamętu w ten, jakby się wydawało, ustabilizowany świat. Jak na typowego samca targanego pierwotnymi żądzami przystało, nie przygarnia ich pod swój dach bezinteresownie. Analizując poprzedni akapit można domyślić się, co będzie najważniejszą kartą przetargową. Co gorsza obie strony podchodzą do tego na chłodno, jakby to był chleb powszedni. W końcu wszyscy mają ten sam cel – przetrwanie.
„The Survivalist” bezlitośnie eksponuje genezę zachowań postaci, ich sposoby na osiągnięcie korzyści, a przy tym dorzuca mniejsze i większe kłopoty, które odciskają swoje piętno na opowiadanej historii i postawach bohaterów. Jedne poczynania są mniej zrozumiałe, inne bardziej. Ale czy to świadoma niekonsekwencja i próba pokazania, że jednak człowiek nie potrafi się w pełni wyzbyć wrażliwości i współczucia, czy po prostu jest zabieg ożywiający fabułę i powodujący wzmożenie zainteresowanie widza? Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale chyba lepiej doszukiwać się w tym jakiegoś głębszego celu, niż pozostać przy najprostszej interpretacji. Zwłaszcza, że są ku temu sygnały.
Ascetyczne warunki, rywalizacja na śmierć i życie wydają się być normą w postapokaliptycznym świecie. „The Survivalist” nie odcina się od tej reguły. Jednak mimo akcji dziejącej się pośród natury, nie sposób ujmować filmowi kameralności, dzięki której uzyskano tak interesującą i chwytliwą atmosferę intymności, gdzie każda emocja jest wyczuwalna. Szczerze mówiąc spodziewałem się gorszej produkcji, ale rozbieżność pomiędzy oczekiwaniami a ostatecznym odbiorem nie jest jakaś duża. Film Fingletona pozostawia pozytywne wrażenia – nie mylić z niezbyt pozytywnym wydźwiękiem. Niczym nie zaskakuje i jednocześnie ciężko znaleźć większe mankamenty. Solidna pozycja bez zbędnych fajerwerków.
(7 / 10)The Survivalist
/Wlk. Brytania/
Reżyser: Stephen Fingleton
Scenariusz: Stephen Fingleton
Obsada: Martin McCann, Mia Goth, Olwen Fouere
Zdjęcia: Damien Elliott
Czas trwania: 104 min