„Colonia” to jedna z tych produkcji, które zachęcają wysokimi ocenami użytkowników na filmowych portalach, a odstraszają zupełnie przeciwstawnymi opiniami fachowej krytyki. Można podejrzewać, że notę filmu Gallenbergera zawyżyli zakochani fani Emmy Watson, bo osobiście nie znajduję w „Colonii” zbyt wielu zalet i powodów by się na seans skusić.
Oczywiście główną bohaterką jest grana przez Emmę Watson – Lena, która podczas pobytu w Chile wpada w tarapaty wraz ze swoim ukochanym Danielem (Daniel Brühl). Dlaczego tam są nie wiadomo, albo po prostu przegapiłem. Nie wiedzieć czemu Daniel bierze aktywny udział w politycznych demonstracjach przeciwko Pinochetowi, a następnie sam podczas ulicznej obławy wpycha się w ręce władz. Chociaż gdyby użył mózgu mógłby tego uniknąć, bo że sprawny mózg ma udowadnia później. Lepiej późno niż wcale, jak to mówią.
Gdyby nie idiotyczne pstrykanie ‘z ukrycia’ fotek łapanych na ulicy ludzi, uciekłby cały i zdrowy wraz ze swoją Leną, ale oczywiście musiał wyjść z domu i zabawić się w kretyna-dziennikarza. Po co? Żeby fabuła mogła potoczyć się dalej i ludzie poznali postać Paula Schäfera (Michael Nyqvist). Członka Hitlerjugend, lekarza Luftwaffe, który po ucieczce z Niemiec utworzył w Chile osadę, gdzie torturował ludzi, był dla nich panem i władcą. Zrozpaczona, ale zdeterminowana Lena decyduje się dostać w szeregi sekty Schäfera, byle tylko uratować więzionego Daniela.
„Colonia” miała chyba być pretekstem do przedstawienia przerażającej przeszłości. Ciekawe, czy niemieckie władze nie wnoszą protestów, że Gallenberger przedstawia Niemców w złym świetle. U nas pewnie byłaby już niezła afera. Kolonia Dignidad powstała przy współpracy Schäfera z chilijskimi władzami i została uznana za jedno z najistotniejszych miejsc torturowania i mordowania ludzi podczas rządów Pinocheta. Jednak w filmie widzimy tylko część tych elementów i obraz nie jest tak przerażający, jak mógłby być. Ale wiadomo brak ograniczeń wiekowych jest równy większej widowni. Właściwie historia bardziej nadawałaby się na porządny film grozy, aniżeli tandetny dramat w obecnej postaci.
Scenariusz „Colonii” jest bardzo naiwny i słaby. Opiera się głównie na przejaskrawionych emocjach, współczuciu wobec pokrzywdzonych oraz pozbawionych logiki wydarzeniach. Już sam wstęp przyprawia o wielkie WTF, kiedy Daniel na własne życzenie pakuje się w kłopoty, a dalej jest miejscami raz lepiej, raz gorzej. Ciężko ogląda się film, gdzie brakuje napięcia i polotu, dramatyzm jest nieautentyczny, a większość wydarzeń jesteś w stanie przewidzieć bez zaglądania w skrypt. I jeszcze to zakończenie, które powoduje uśmiech politowania, aniżeli jakieś dodatkowe emocje.
Nieźle spisała się Emma Watson. Nie jest to rola na miarę Oskara, ale byłem pozytywnie zaskoczony, bo na ogół nie spodziewam się po niej zbyt wiele. Wydaje się, że drzemią w niej pokłady talentu, który kiedyś światu ujawni. Z kolei Daniel Brühl miał tak karykaturalną postać do zagrania, że dopasował się do poziomu filmu i ciężko go za to winić.
Propsy za podjęty temat, ale dlaczego zrobiono to w tak ograny i tandetny sposób? „Colonia” jest co najwyżej przeciętnym tytułem, którego nie będę polecał, chociaż da się go obejrzeć. Jednak nie można mieć zbyt wygórowanych oczekiwań. Fakt, że produkcja jest oparta na autentycznych wydarzeniach, sam w sobie, chwały nie daje, ani oceny nie podnosi, zwłaszcza, że autorzy wyraźnie poszli na łatwiznę.
(4 / 10)Colonia
/Niemcy/
Reżyser: Florian Gallenberger
Scenariusz: Florian Gallenberger, Torsten Wenzel
Obsada: Emma Watson, Daniel Brühl, Michael Nyqvist
Muzyka: André Dziezuk
Zdjęcia: Kolja Brandt
Czas trwania: 120 min