W momencie, kiedy trafiasz na film nieznanych sobie twórców raczej nie rościsz zbyt wielkich oczekiwań. Zwłaszcza, że reżyser „The Girl with All the Gifts” – Colm McCarthy, to bardziej serialowa persona, gdzie raczej nie kojarzy się autora produkcji z imienia i nazwiska. Twórcą scenariusza opartego na swojej powieści „Pandora” jest Mike Carey. McCarthy’ego można kojarzyć z udziału przy wielu popularnych produkcjach – „Doktor Who”, „Dynastia Tudorów”, czy „Sherlock”. Jednak serialowo-książkowy świat, to są rejony, gdzie zapuszczam się bardzo niechętnie, więc w zasadzie oba nazwiska były mi obce.
'Były’, bo „The Girl with All the Gifts” jest na tyle oryginalnym tworem, że obie postaci warto zapamiętać. Ze względu na świetnie napisaną historię, jak i sposób jej przedstawienia. Postapokaliptyczne motywy są jednymi z moich ulubionych z kilku względów. Wymagają sporego nakładu pracy w wybraniu odpowiednich lokacji, przygotowaniu odpowiedniej scenografii, dostosowanej do wizji świata po globalnej katastrofie. Często są to produkcje kameralne, ze względu na wyrządzone przez kataklizm spustoszenie, co w zasadzie ogranicza pole manewru i zmusza twórców do zaprezentowania wymyślonej, ale wystarczająco wiarygodnej i spójnej koncepcji.
„The Girl with All the Gifts” jest jednym z najlepszych przykładów udanych zmagań ze stylistyką takiego kina. Oczywiście pojawia się także motyw 'wygłodniałych’ nie nazwanych wprost zombie, ale mają wiele cech wspólnych. Natomiast sam temat ten został zrealizowany w nieco inny niż zazwyczaj sposób, w dodatku z mitologiczną analogią do Pandory. Chociaż w filmie pojawiają się hordy zombie, to Carey skupia się przede wszystkim na jednej bohaterce – Melanie (Sennia Nanua), która uczy się jak pozostałe dzieciaki, jednak wyróżnia się spośród nich ponadprzeciętną inteligencją i spostrzegawczością. Nie sposób nie polubić młodziutkiej bohaterki będącej jedną z ostatnich iskierek nadziei ludzkości w ponurym świecie.
Oprócz tego, że jest ona głównym elementem opowieści i to ona stanowi o sile filmu, wokół niej pojawiają się postaci o odmiennych uwarunkowaniach charakterologicznych – szalony naukowiec, empatyczna nauczycielka oraz przykładni żołnierze. Pakiet postaci, które doskonale się uzupełniają, a interakcje pomiędzy nimi skutecznie upłynniają narrację. Kreacje prezentują się na papierze bardzo stereotypowo, ale w rzeczywistości nie popadają w banał, chociaż momentami ocierają się o granicę wiarygodności.
Film McCarthy’ego nie odbiega poziomem od mojej ulubionej serii postapokaliptycznej – „28 dni/tygodni później”. Udało się wykreować przekonującą i nad wyraz oryginalną wizję świata po globalnym kataklizmie. „The Girl with All the Gifts” ma interesujący, ale zaskakująco lekki jak na tę tematykę, klimat oraz genialną muzykę, która wyraźnie wpływa na odbiór filmu. Nie robi tego jednak w nachalny sposób i jest dzięki temu wspaniałym towarzyszem podczas wspólnej podróży. Jest to pozycja bardzo nieoczywista, świetnie zrealizowana, co tym bardziej powinno zachęcić do jej obejrzenia.
The Girl with All the Gifts
/USA, Wlk. Brytania/
Reżyser: Colm McCarthy
Scenariusz: Mike Carey
Obsada: Sennia Nanua, Gemma Arterton, Glenn Close, Paddy Considine
Muzyka: Cristobal Tapia de Veer
Zdjęcia: Simon Dennis
Czas trwania: 111 min