Michael Kohlhaas (2013) – Recenzja

Michael Kohlhaas (2013)

/Francja, Niemcy/

Reżyser: Arnaud des Pallières
Scenariusz: Christelle Berthevas, Arnaud des Pallières
Obsada: Mads Mikkelsen, Mélusine Mayance, Delphine Chuillot, David Kross, Denis Lavant, Roxane Duran
Muzyka: Martin Wheeler
Zdjęcia: Jeanne Lapoirie
Gatunek: Dramat, Historyczny
Czas trwania: 122 min

Personifikacja bezmyślności

To, że Madsen Mikkelsen przyciąga przed ekrany wielu widzów to niezaprzeczalny fakt. Stąd chyba obsadzenie  go w głównej roli w tak przeciętnym filmie, do którego poziomu się dostosował, niestety. Michael Kohlhaas jest dosyć znaną postacią historyczną, która inspirowała już wcześniej kilu twórców. Arnaud des Pallières swoją produkcją wielkiego sukcesu (małego pewnie też) z pewnością nie osiągnie/nął.

Postać Kohlhlaasa utożsamiana jest z wielką walką o sprawiedliwość. Dla naszych zachodnich sąsiadów ma to znacznie większy i ważniejszy wydźwięk. Był on obwoźnym handlarzem koni. Gdy wiezie rumaki na sprzedaż Gubernatorowi, zostaje zatrzymany przez ludzi lokalnego Barona, którzy zmuszają go do zapłacenia myta i pozostawienia dwóch koni w zastaw w zamian za wejście na terytorium. Jak się okazuje myto było bezzasadne, a konie w niewoli zostały zaniedbane i wykorzystane fizycznie aż nadto. Odwołanie do sądu i pomoc żony nie przynoszą efektu.

Od „Michaela Kohlhaasa” spodziewałbym się większej poetyckości i nacisku na zachowania głównego bohatera, które stałby się uosobieniem wartych wywyższenia cech. Podobnie jak w sławetnej „Pieśni o Rolandzie”. Niestety tak nie jest. Adaptacja ma kilka zmian w porównaniu z książkowym pierwowzorem i to zdaje się na tym poległ reżyser. Zmiany te doprowadziły do zdewaluowania wartości tej postaci. Dzięki francuskiemu reżyserowi zamiast istotnej walki o sprawiedliwość mamy wyglądającą na bezmyślną wendettę. Przyczynił się do tego także i Mikkelsen, który gra posągowo, a emocja na jego twarzy widoczna jest dopiero w ostatniej scenie filmu. Nie wiem więc jak istotne były wydarzenia fabularne skoro nie odciskały one piętna na postaciach. Wszystko jest strasznie spłycone i pozbawione wyraźnego wydźwięku.

Niniejszy film, może poza barwnymi krajobrazami, nie robi zbyt dużego wrażenia. Postać głównego bohatera także pozostawia wiele do życzenia. Nie trudno pominąć liczne dłużyzny, które są niezbyt istotne dla fabuły (a wydłużają film) oraz całą powierzchowność, która sprawia, że „Michael Kohlhaas” nie intryguje, przez co seans upływa beznamiętnie i nużąco.