Rób, co należy (1989)
Do the Right Thing
/USA/
Reżyser: Spike Lee
Scenariusz: Spike Lee
Obsada: Danny Aiello, Ossie Davis, Spike Lee, John Turturro, Ruby Dee, Richard Edson, Giancarlo Esposito, Bill Nunn, Samuel L. Jackson
Muzyka: Bill Lee
Zdjęcia: Ernest R. Dickerson
Gatunek: Dramat, Komedia
Czas trwania: 120 min
Spirala nienawiści
Rasizm, brak tolerancji, hipokryzja, nienawiść – taka sytuacja, a raczej taki film Spike’a Lee, poprzez który reżyser wrzuca kamyczek do własnego ogródka. Bardzo odważny krok, bardzo odważna produkcja próbująca uświadomić i opamiętać jego braci w ich poczynaniach. Tylko czy rzeczywiście „Rób, co należy” zrozumiałe jest dla wszystkich, albo chociaż dla tych, do których jest pierwotnie skierowane? Jak się okazuje zrozumienie, a wprowadzenie tego w życie to niestety dwie różne rzeczy. Oceniając z perspektywy czasu zauważyć można, że zbyt wiele się nie zmieniło, a eskalacja nienawiści z biegiem czasu przybiera na sile. KinoKoneser, mówię jak jest.
Spike Lee jak ma w zwyczaju wprowadza nas w swoje środowisko. Zaskakujący jest jednak sposób w jaki przedstawia swoich ziomali. Tak krytycznego, bez cienia fałszu obrazu tamtejszej społeczności po czarnym reżyserze bym się nie spodziewał. Przedstawia ich w naprawdę nomen omen czarnym świetle. Afroamerykanie ukazani są jako banda darmozjadów, nierobów uzurpująca sobie prawa do wszystkiego, nawet do tego co ich nie dotyczy i co im się nie należy. Chcą być w swojej dzielnicy panami, którzy regulują prawa wobec innych mniejszości. Obrywa się więc Włochom prowadzącym rodzinną pizzerię, czy Azjatom prowadzącym sklep. Jednak oni w przeciwieństwie do czarnych pracują na swoje życie i nie wysuwają bezpodstawnych roszczeń za wyniki historii. Opinii nie zmienia nawet Mookie, który zarabia, ale ma swoją pracę w czterech literach i lekceważący do niej stosunek, jakby łaskę robił, że tę pizzę roznosi. Jest też loża szyderców – coś a la ławeczka spod sklepu w „Ranczu”, gdzie odbywają się 'arcyważne’ dla istnienia świata rozmowy. Spike Lee w przejmujący sposób pokazuje jak kłótnie z błahego powodu potrafią przeobrazić się w prawdziwą wojnę. I choć początkowo wydaje się to mieć komiczny charakter, to mocna pointa przyprawiająca o dreszcz odwraca ten obraz o 180 stopni.
Spike Lee perfekcyjnie obnaża hipokryzję afroamerykańskiej społeczności, która traktuje inne mniejszości tak jak sami nie chcieliby być traktowani, robiąc to też w bardzo nachalny i bezkompromisowy sposób. 'Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe’ nie ma tu jakiejkolwiek racji bytu. Nachalność światopoglądową świetnie obrazuje Radio Raheem, który ze swoim boomboxem narzuca innym, jakiej muzyki mają słuchać nie pytając ich o zdanie, tak ma być, bo on tak chce – jedna prosta postać, a tak konkretnie pointująca ogół społeczności. Swoje trzy grosze dorzuca także upośledzony Smiley wielbiący postaci Lutera Kinga i Malcolma X, którymi napastuje wszystkich, czym irytuje już od początku, i to nie tylko bohaterów filmu. W dodatku okazuje się królem hipokryzji działając wbrew poglądom wygłaszanym przez jego guru. Oczywiście po trosze obrywa się także innym rasom, bo jak wiadomo rasizm i nienawiść nie są ściśle powiązane z kolorem skóry, to stan umysłu, co Lee podkreślił scenami, w których do kamery kolejno wygłaszają obraźliwe teksty przedstawiciele wszystkich nacji występujących w filmie. Wszystko wydaje się na akceptowalnym poziomie dopóki obraźliwe słowa nie zamienią się w agresję i czyny, które powodują, że nikt z tego pojedynku nie wyjdzie wygrany, a mowa nienawiści, niczym kula śniegowa, na swojej drodze zbierać będzie kolejne ofiary uniemożliwiając zagaszenie konfliktów. Świetne, wybitne kino. Dawno nie było na blogu KinoKonesera tak wysokiej oceny, ale zasłużona 9! Polecam!