Grand Prix (1966) – Recenzja

Grand Prix
Po co komu „Moda na sukces”, czy inna „Dynastia” skoro wszystkie elementy: rywalizacja, miłość, romanse i pieniądze prezentują się znacznie wdzięczniej w świecie Formuły 1. Można snuć hipotezy, w jakim stopniu ten świat jest realny, a na ile to wymysł reżysera. Jednak „Grand Prix” ma tak wiele elementów wspólnych z niedawnym „Wyścigiem” Rona Howarda, czy nawet dokumentem Asifa Kapadii, pt.: „Senna”, że wydaje się być pierwowzorem, na którym tworzono kolejne produkcje, więc musi to być pełen autentyk. A może po prostu nie da się zrobić dwóch różnych filmów o wyścigach F1?

Możliwe, że świat popularnych wyścigów z wielką kasą i pompą jest bardzo hermetyczny i większość ludzi branży skazana jest na podobne życie. Ciągła rywalizacja, nie tylko z zawodnikami innych sportowych teamów, ale także batalia o najwyższą pozycję w swoim zespole, gdzie każdy chce być najważniejszy. Życie w ciągłym strachu, bo jeden niewłaściwy ruch może zakończyć życie nie tylko kierowcy popełniającego błąd, ale także innych ludzi biorących udział w wyścigach. I życie prywatne, które dla wielu nosi znamiona tego, co przeżywa na torze. Żadnego konsensusu, tylko sprawdzone decyzje, często obojętność wobec innych i życie w oczekiwaniu, co będzie za kolejnym zakrętem. Nie ma znaczenia teraźniejszość.
Grand Prix

John Frankenheimer z ogromną autentycznością eksponuje swoich bohaterów. Niby uzależnieni są od tych samych doznań i wartości, ale jednak w różny sposób to okazują. Tak jak wspominałem na wstępie, podobnie portretowanych mieliśmy kierowców w „Wyścigu”. Ilość zbieżnych elementów jest naprawdę przerażająca, bo można wnioskować, że życie takiego sportowca to pasmo nieszczęść z nielicznymi sukcesami na torze.

„Grand Prix” chociaż jest filmem z niemal pięćdziesięcioletnim stażem, to pokazuje, że dziennikarstwo w niczym się nie zmieniło, nie tylko te sportowe. Szukanie sensacji, najlepsze ujęcia z wypadków i kolizji, wszelkie wpadki, to jest to, co te hieny lubią najbardziej. Gdzie w takim świecie można szukać szczęścia, skoro z kolejnymi latami życia na krawędzi człowiek staje się bardziej obojętny na wszystko?
Grand Prix

Rzadko skupiam się na technikaliach, ale relacje z wyścigów to istna perełka. Można wręcz powiedzieć, że obecne transmisje z wyścigów Formuły 1. są tożsame z tym, co mamy przyjemność oglądać w „Grand Prix”. Do tego zgrabny montaż, który dodaje sporej dynamiki samym wyścigom. Można powiedzieć nawet, że jest na bogato pod tym względem. Wyścigi bolidów to dla mnie taki mały paradoks, bo w telewizji ogląda się 140 nudnych okrążeń, jedynie z momentami większych emocji, a od strony kierowcy wygląda to zupełnie odwrotnie i Frankenheimer pozwala nam to dostrzec.

8 out of 10 stars (8 / 10)

grand prixGrand Prix

/USA/
Reżyser: John Frankenheimer
Scenariusz: John Frankenheimer, William Hanley, Robert Alan Aurthur
Obsada: James Garner, Yves Montand, Jessica Walter, Antonio Sabato, Toshirô Mifune, Brian Bedford, Eva Marie Saint
Muzyka: Maurice Jarre
Zdjęcia: Lionel Lindon
Czas trwania: 179 min