Coś ostatnio ciągnie mnie w kierunku Węgier. Najpierw Gábor Reisz z „Sens życia oraz jego brak”, a teraz dosyć głośny swego czasu „Biały Bóg” Kornéla Mundruczó. Oba przejawiają konkretną autorską wizję twórców, niemniej filmowa opowieść tego drugiego jest zdecydowanie bardziej postrzelona, fantazyjna. Momentami przeradza się nawet w baśniowo-oniryczne klimaty, które wydają się najciekawszym elementem seansu.
A „Biały Bóg” jest złożony z wielu tego typu elementów i naprawdę można się w tym wszystkim zagubić, a tym bardziej zniechęcić. Istny gatunkowy miszmasz, który zahacza chyba o wszystkie możliwe gatunki. Niestety z tych jawnych inspiracji i momentami narcystycznego wołania w stylu: ‘patrzcie teraz scena w stylu westernu’, ‘a teraz trochę grozy na ekranie, psy prawie jak podczas zombie-apokalipsy’, tak naprawdę nic nie wynika. Aż się przypomina casus Pani Białowąs i „Big Love oraz jej argumentacji, że skoro film przetwarza słynne, charakterystyczne sceny z innych ważnych produkcji, to odgórnie powinien być uznany za dobry.
W moim odczuciu Mundruczó niestety trochę się pogubił. Nie wyważył swojej historii i nie osiągnął tzw. złotego środka. Pływamy w nieokreślonej gatunkowo opowieści i gibamy się z lewej na prawą burtę, przez co łatwo o chorobę morską. „Biały Bóg” został przepakowany straszliwie, przez co, finalnie ciężko określić co tak naprawdę się ogląda. Te nagłe przeskoki z jednej konwencji w drugą powodują dziwny dyskomfort i nie pozwalają wystarczająco poczuć tę historię. Nie można rzecz jasna stwierdzić, że reżyserowi zabrakło wyraźnej koncepcji, bo ta była, tylko mogła być lepiej dopracowana, przeanalizowania. I chociaż „Biały Bóg” operuje znanymi kliszami, to przedstawia je w nieco innej perspektywie, ale ostatecznie reżyser mnie tym filmem i tak nie kupił.
Ta artystyczna i bardzo autorska próba, jak to często bywa, trafi w gusta niewielkiej grupy odbiorców, która będzie nadawać na podobnych falach, co węgierski reżyser. „Biały Bóg” to bardzo specyficzna opowieść o dziwnych relacjach i … psie (który nie jeździł koleją). Niestety zabrakło mi trochę równowagi by znaleźć się po odpowiedniej stronie i w pełni rozkoszować się stworzonym przez Mundruczó obrazem. Doceniam jednak jego inwencję i pomysł – może następnym razem uda mu się mnie przekonać. A tytułu nie będę próbować interpretować 😉
(6 / 10)Fehér isten
/Niemcy, Szwecja, Węgry/
Reżyser: Kornél Mundruczó
Scenariusz: Kornél Mundruczó, Viktória Petrányi, Kata Wéber
Obsada: Zsófia Psotta, Sándor Zsótér, Lili Horváth
Muzyka: Asher Goldschmidt
Zdjęcia: Marcell Rév
Czas trwania: 119 min