Dzieciaki Busby’ego są istotną składową historii jednego z najpopularniejszych klubów na świecie. Nie bez przyczyny znalazło się dla nich miejsce w kibicowskiej przyśpiewce Czerwonych Diabłów, pt.: „Glory, Glory Man United!”. Podobną funkcję jak ta pieśń miała chyba pełnić telewizyjna produkcja Jamesa Stronga. Niestety, „United” ani nie motywuje, ani nie upamiętnia w specjalny sposób ofiar monachijskiej katastrofy lotniczej, podczas której zginęła znacząca liczba piłkarzy pierwszej drużyny z czerwonej części Manchesteru.
Gloryfikacja tamtej ekipy, jeśli miała być, nie udała się. Sam scenariusz wzbudza moje wielkie wątpliwości, bo nie skupia się w pełni na żadnym z poruszanych aspektów. „United” to historia klubu opowiedziana po łebkach, z mizernym wątkiem Bobbiego Charltona, który przebojem wdziera się do pierwszego składu. Ciekawe, czy rzeczywiście legenda United miała takie przeboje zanim zaczęła regularnie grywać, i czy te wszystkie teksty à la ‘pracuj i walcz dalej, kiedyś się w końcu uda’ mają jedynie służyć do motywowania młodszych widzów, czy to rzeczywisty element życia piłkarza.
„United” przede wszystkim miało skupiać się na przypomnieniu Dzieciaków Busby’ego, ich zasług oraz przypomnieniu kulis katastrofy. Oczywiście nie można oprzeć się wrażeniu, że film w pewien sposób atakuje władze angielskiej federacji piłkarskiej, które próbowały zabronić Manchesterowi udziału w europejskich rozgrywkach, co okazało się później dramatyczne w skutkach. Nie chodzi tu o żaden zamach, a jedynie presje wywieraną na udział w krajowych rozgrywkach i zmniejszanie ich prestiżu.
Źle mi się robi jak widzę tak przeciętne, albo słabe filmy o mojej największej miłości, czyli piłce nożnej. „United” wpisuje się w szereg piłkarskiego kina, które nie zachęca do tego sportu, ani tym bardziej do oglądania filmów o tej tematyce. W produkcji występują dosyć popularne brytyjskie nazwiska, które chyba miały przyciągnąć przed ekran, ale jak to w piłce… nazwiska nie grają. Jedynym, który trzyma solidny poziom jest autor ścieżki dźwiękowej – Clint Mansell. Chociaż jego melancholijno-sentymentalny twór nie przypomina jego wcześniejszego dorobku żadną nutą, to przyznam, że to jeden z niewielu pozytywnych aspektów „United”.
Przebieg katastrofy samolotu nie został odzwierciedlony zbyt dobrze. Może to wina budżetu, ale nie wierzę, że nie dało się tego przedstawić w ciekawszy i mniej banalny sposób. W obecnej formie naprawdę nie wzbudza zbyt wielu emocji, ani nie robi wrażenia. Wpływ tego wydarzenia na ekipę Manchesteru nie ma zbyt dużego przełożenia na bohaterów, przez co staje się w zasadzie obojętne także dla widza. Zresztą jak cały film, który nie jest najlepszą reklamą tej dyscypliny, ani tym bardziej jakościowym hołdem. Chciałbym napisać, że to pozycja obowiązkowa dla każdego fana futbolu, ale nie mogę.
(5 / 10)United
/Wlk. Brytania/
Reżyser: James Strong
Scenariusz: Chris Chibnall
Obsada: Sam Claflin, Jack O’Connell, Ben Peel, Dougray Scott, David Tennant
Muzyka: Clint Mansell
Zdjęcia: Christopher Ross
Czas trwania: 90 min