Kolejny raz metascore i rotten tomatoes zachęciły mnie do obejrzenia filmu, z którego nie jestem jakoś bardzo zadowolony. Nawet trochę nie jestem, bo mam strasznie mieszane uczucia. Temat wydaje się bardzo interesujący i lotny. Uwielbiam porządną mieszankę grozy i komedii, a „Nina wiecznie żywa” zdawała się sporo obiecywać. Po takiej zachęcie, któż by nie chciał usiąść przed ekranem i obejrzeć tę mroczno-sarkastyczną opowieść o trudach miłości, a żeby być bardziej dokładnym – o ofiarach miłości.
Poczucie odosobnienia, samotności często wpycha osoby doświadczające takich stanów emocjonalnych w pierwsze lepsze ręce. Pewność bycia potrzebnym, kochanym góruje wtedy nad rozsądkiem, czy prawdziwym uczuciem. Z pewnością znamy to z obserwacji, filmu, a może nawet i autopsji. W „Ninie wiecznie żywej” taką osobą jest młoda Holly, która upolowała sobie teoretycznie łatwą zdobycz. Za taką zdecydowanie należy uznać Roba – niedoszłego samobójcę, który nie radzi sobie ze śmiercią narzeczonej.
Czy z tej mąki będzie chleb? Zwłaszcza, że w relację wtrąca się bezceremonialnie ex głównego bohatera, Nina. I to nie w byle jakich okolicznościach, bo w trakcie igraszek miłosnych – i w ten sposób sceny łóżkowe nabierają innego wymiaru. Głowna bohaterka, z naderwaną nogą i uszkodzoną tchawicą, wyłaniająca się z zakrwawionej pościeli niczym nimfa, powinna zwiastować kłopoty i chwile grozy, a tak naprawdę jest przyczynkiem do pochylenia się nad głębszą analizą postaci i ich motywacji oraz do zadania sobie miłosno-egzystencjalnych pytań.
Tu się chyba pozytywne aspekty kończą, bo po prostu nie kupuję tej historii, mimo ogólnego zadowolenia krytyków, bo z widzami nie jest już tak kolorowo. Coś w tej opowieści nie gra, nie przekonuje. Ponadto odniosłem wrażenie, że podjęta próba połączenia horroru, komedii i filozoficznej głębi nie zawsze się zazębia i ostatecznie nie wiem, jaki ma być ten film. W wielu fragmentach tryby nie zaskoczyły i w pewnym momencie oglądanie sprowadzało się jedynie do oczekiwania na kolejne ‘wejście’ Niny, która dodawała filmowi nieco życia. Wszystko pomiędzy okazało się słabym wypełnieniem groteskowej, nie angażującej fabuły, a ostateczne przesłanie nie jest odkrywcze, ani też nie zmieniło mojego postrzegania świata.
Seans „Nina Forever” nie jest stratą czasu, ale gwarancji na pozytywne odczucia nie daję. Jak widać po recenzjach i ocenach film może się podobać, może skłaniać do refleksji i co najważniejsze – może komuś zapewni choć odrobinę rozrywki, bo ja jej niestety nie znalazłem. Szczęśliwych poszukiwaczy proszę o komentarze i przemyślenia pod wpisem.
(5 / 10)Nina Forever
/Wlk. Brytania/
Reżyser: Ben Blaine, Chris Blaine
Scenariusz: Ben Blaine, Chris Blaine
Obsada: Fiona O’Shaughnessy, Abigail Hardingham, Cian Barry
Zdjęcia: Oliver Russell
Czas trwania: 98 min