The Rover (2014)
/Australia, USA/
Reżyser: David Michôd
Scenariusz: David Michôd
Obsada: Guy Pearce, Robert Pattinson, Scoot McNairy, David Pole, David Field, Tawanda Manyamo
Muzyka: Antony Partos
Zdjęcia: Natasha Braier
Gatunek: Dramat, Kryminał
Czas trwania: 103 min
Czarna wizja, czy brutalna rzeczywistość w post-apokaliptycznym klimacie
Po świetnym „Królestwie zwierząt”, obrazującym początek upadku człowieczeństwa, David Michôd z „The Rover” pozostaje poniekąd w tym temacie. Poniekąd, dlatego, że fabuła jego najnowszego filmu toczy się po bliżej nieokreślonym upadku ludzkości/post-apokalipsie (jak zwał, tak zwał), więc powiązanie obu filmów wydaje się nieuniknione, przynajmniej pod względem socjologicznym. Nazwałbym nawet „The Rover” sequelem będącym pokłosiem wydarzeń ujętych w jego poprzedniej pełnometrażowej produkcji. Oczywiście z małymi zmianami, bo są nowi bohaterowie, nieco inne położenie geograficzne, ale tematyka niezmiennie pozostaje ta sama.
Już pierwsze kadry „The Rover” zwiastują nam znany już z kultowego „Mad Maxa” klimat australijskiego kina post-apokaliptycznego. W zasadzie można było przypuszczać, że ta produkcja podąży podobną drogą, bo dialogi są śladowe, jest pościg samochodowy pustą ulicą oraz krajobrazy przepełnione niczym i charakterystyczną ciszą.
W momencie, gdy Eric (Guy Pearce) ścigając złodziei swojego samochodu natrafia na pozostawionego przez nich na pastwę losu rannego brata (Robert Pattinson) jednego z nich, Michôd zmienia perspektywę i stawia przede wszystkim na dramat ludzki z niewielką tylko domieszką kryminału i westernu. Spotkali się bohaterowie zupełnie z innych bajek, jednak mający ze sobą coś wspólnego. Eric, człowiek bez przeszłości, już doświadczony, pozbawiony nadziei i pogodzony z losem. Reynolds natomiast jest nieopierzonym chłopakiem, który nie potrafi się w tym świecie bez wartości odnaleźć, niestety musi się dostosować, jak wszyscy. Mimo różnic jednoczą siły w pościgu za złoczyńcami. Obrana przez reżysera droga mająca na celu rozebranie na czynniki pierwsze niezwykle tajemniczych psychik bohaterów oraz wyjaśnienie motywów ich zachowania, jest nieco zarośnięta. Jej przebrnięcie może okazać się dla niektórych sporym wyzwaniem, bo fabuła toczy się własnym, niespiesznym rytmem, a wszystkie niejasności zostają rozwiązane dopiero w finale. Jednak z pewnością warto! Chociażby dla roli życia Pattinsona, którego ciężko poznać bez bladej tapety na twarzy i idealnego image’u. Mimika, gesty, tiki, mowa – wow! Jake Gyllanhal takiej roli by się z pewnością nie powstydził.
W momencie, gdy Eric (Guy Pearce) ścigając złodziei swojego samochodu natrafia na pozostawionego przez nich na pastwę losu rannego brata (Robert Pattinson) jednego z nich, Michôd zmienia perspektywę i stawia przede wszystkim na dramat ludzki z niewielką tylko domieszką kryminału i westernu. Spotkali się bohaterowie zupełnie z innych bajek, jednak mający ze sobą coś wspólnego. Eric, człowiek bez przeszłości, już doświadczony, pozbawiony nadziei i pogodzony z losem. Reynolds natomiast jest nieopierzonym chłopakiem, który nie potrafi się w tym świecie bez wartości odnaleźć, niestety musi się dostosować, jak wszyscy. Mimo różnic jednoczą siły w pościgu za złoczyńcami. Obrana przez reżysera droga mająca na celu rozebranie na czynniki pierwsze niezwykle tajemniczych psychik bohaterów oraz wyjaśnienie motywów ich zachowania, jest nieco zarośnięta. Jej przebrnięcie może okazać się dla niektórych sporym wyzwaniem, bo fabuła toczy się własnym, niespiesznym rytmem, a wszystkie niejasności zostają rozwiązane dopiero w finale. Jednak z pewnością warto! Chociażby dla roli życia Pattinsona, którego ciężko poznać bez bladej tapety na twarzy i idealnego image’u. Mimika, gesty, tiki, mowa – wow! Jake Gyllanhal takiej roli by się z pewnością nie powstydził.
Jeśli ktoś zna już „Królestwo zwierząt”, to wie czego się może po tym projekcie spodziewać, dlatego też dla zaznajomionych z filmografią Michôda „The Rover” raczej takiego mocnego kopnięcia już mieć nie będzie, przez co film trochę rozczarowuje. Warto poświęcić swój czas, by poznać mało optymistyczną wersję przyszłości Michôda, gdzie na ludzkie zachowania, wrażliwość nie ma już miejsca, a każdy prędzej czy później będzie musiał stać się nieludzki, gdzie dominuje wieczna walka o przetrwanie, brak skrupułów, nie interesowanie się losem innych i egoizm. Tylko, czy ten rzekomo wykreowany świat jest naprawdę daleki od tego, czego doświadczamy obecnie, i czy naprawdę nie ma żadnego ratunku?