Życie Adeli – Rozdział 1 i 2
La vie d’Adèle
/Belgia, Francja, Hiszpania, Tunezja/
Reżyser: Abdellatif Kechiche
Scenariusz: Abdellatif Kechiche, Ghalia Lacroix
Obsada: Adèle Exarchopoulos, Léa Seydoux, Salim Kechiouche
Zdjęcia: Sofian El Fani
Gatunek: Dramat, Erotyczny
Czas trwania: 179 min
Nuda w kolorze blue
Przełamywanie tabu, tematyka lgbt, kontrowersyjność, obecność scen seksu – czasami tylko tyle wystarczy do osiągnięcia sukcesu komercyjnego, zjednania sobie publiki, a nawet krytyków. Dlatego z pewnością znajduję się w zdecydowanej mniejszości, bo mnie się film zwyczajnie nie podobał i naprawdę nikt (nawet sam Spielberg) nie jest w stanie przekonać mnie, że „Życie Adeli” dobrym filmem jest. Obraz ten jest po prostu nieprzyzwoity (ach ta gra słów). Nie bez powodu podświadomie odkładałem seans produkcji Kechiche’a, więc nie mogę napisać, że to rozczarowanie, bo na takie rozwiązanie byłem przygotowany.
Największy mój zarzut do tego filmu jest taki, że opowiada o miłości bez miłości, ani nawet namiętności, czy pasji, które potrafią się rodzić w relacjach międzyludzkich w naprawdę najdziwniejszych sytuacjach. „Życie Adeli” próbuje to pokazać, ale w niezbyt przekonujący sposób i nie wiem, czy brak tej iskierki uczucia to zaplanowane działania w stosunku do Adeli, która poszukuje w życiu czegoś, czego sama nie potrafi określić, więc decyduje się na romans z niebieskowłosą artystką, czy po prostu okazało się to wszystko zwykłym niewypałem.
W scenach, gdzie Adèle Exarchopoulos pojawia się bez Léa Seydoux jeszcze daje radę, ale w momencie, gdy występują obie ich relacja robi się jakaś plastikowa, razi sztucznością. Najbardziej zauważalne jest to zwłaszcza w scenach łóżkowych, gdzie nie widać w nich żadnej pasji, pożądania, a przecież to przez nie niby tam trafiły. Wyglądają jak dwie nieznające się dziewczyny, które przypadkiem znalazły się na planie producenta amatorskiego porno – mają odbębnić stosunek i mogą iść do domu. Może jako facet nie powinienem na to narzekać, ale mnie to raziło okrutnie, może ta niechęć wzięła się też ze względu na przesadną długość niezbyt estetycznych wizualnie scen erotycznych(?) pomiędzy bohaterkami. Zdecydowanie jestem za bardziej artystyczną, ładniejszą i, przede wszystkim, krótszą prezentacją takich scen. Rozumiem dojrzewanie, poszukiwanie siebie, poznawanie seksualności, ale bez przesady… to samo można uzyskać krótszą sekwencją scen, grą spojrzeń, ciał, czy chociażby w bardziej oszczędny, mniej dosłowny sposób, ale czymś jednak widza trzeba zwabić do kina.
„Życie Adeli” to niemal trzygodzinny film, a można odnieść wrażenie, że jest niepoukładany, wybiórczy. Wydaje mi się, że trzy godziny to wystarczająca ilość czasu by składnie i intrygująco przebrnąć przez wszystkie zaplanowane wcześniej checkpointy. Jednak podczas oglądania tego filmu czułem jakbym oglądał historię strasznie nieskładną i w nieprzemyślany sposób posklejaną z większych fragmentów nie zawsze do siebie pasujących. Zabrakło mi tu większej płynności.
Może mam zbyt wyidealizowany obraz miłości, relacji międzyludzkich, albo ten film w moim odczuciu nie jest autentyczny. Brak tu jakiejkolwiek wiarygodności, chemii pomiędzy bohaterkami, która by mnie w jakiś sposób oczarowała, przez co z ekranu wiało nudą. Czy warto obejrzeć? Osobiście nie polecam, bo przez 3 godziny można obejrzeć dwa filmy, ale jak to mówią: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana 😉