1900: Człowiek legenda [La leggenda del pianista sull’oceano] 1998 – Recenzja

1900: Człowiek legenda (1998)

La leggenda del pianista sull’oceano

/Włochy/

Reżyser: Giuseppe Tornatore
Scenariusz: Giuseppe Tornatore
Obsada: Tim Roth, Pruitt Taylor Vince, Bill Nunn, Clarence Williams III
Muzyka: Ennio Morricone
Zdjęcia: Lajos Koltai
Gatunek: Dramat, Muzyczny
Czas trwania: 170 min

 

Iść, czy nie iść – oto jest pytanie

Filmów o geniuszach było już mnóstwo, a zwłaszcza tych opartych na istniejących postaciach. Często jest w nich więcej efekciarstwa i pociągania za odpowiednie sznureczki, w taki sposób by się widzowi podobało, a mniej prawdziwej historii oraz relacji z wydarzeń, które nie każdego mogłyby zainteresować. Odmienną próbę podjął w 1998 r. Giuseppe Tornatore, kiedy postanowił przywdziać kostium Gepetta i wypuścić na szerokie wody swojego Pinokia – postać znajdującą się w nienaturalnym dla siebie środowisku, gdzie, otoczony obcymi ludźmi życia, uczyć się będzie. Tylko czy chęć bycia prawdziwym człowiekiem stąpającym po lądzie jest jego marzeniem?
Nasz główny bohater to ‘1900’, takie imię nadał mu pracownik kotłowni na statku. Ni mniej, ni więcej jest ono po prostu zapisem roku, w którym podrzucono dziecko na pokład transatlantyku ‘Virginian’. Historia nie byłaby tak interesująca, gdyby nie fakt, że bohaterem jest utalentowane muzycznie dziecko- samouk. Gra na fortepianie jest dla niego czystą przyjemnością, nie ma melodii, której nie potrafiłby zagrać! Nawet kołyszący się na falach transatlantyk, przesuwający jego fortepian po pokładzie, nie jest w stanie wybić go z rytmu. Andrew z „Whiplash” może mu pozazdrościć talentu i umiejętności. 

url1

Jednak jego świat to nie tylko muzyka i beztroska zabawa, bo siedzą w nim dylematy, które napiętrzają się wraz z wiekiem każdego dorastającego człowieka. Mimo, że miał okazje, to jego stopa nigdy nie tknęła suchego lądu. Niepewność, świadomość ogromu otaczającego go świata wydaje się go przytłaczać. Na małym statku łatwiej znaleźć swoje miejsce, a przynajmniej łatwiej tak uważać. Jednak czy życie nie polega na poznawaniu, na nauce i poszerzaniu swoich horyzontów? Jaki jest sens w zamykaniu się we własnej skorupie, gdzie tak naprawdę dla innych nie ma miejsca. Strach przed błędami i niepowodzeniami skutecznie odstrasza wielu ludzi przed zrobieniem kroku naprzód, a tkwienie w miejscu (stagnacja) bywa niestety optymalną opcją dla wielu z nas. Na szczęście ‘1900’ ma chwile zawahania, przytrafia mu się także miłość, więc może ona pociągnie go ze sobą na ląd i pozwoli złamać barierę lęku, ale tego nie zdradzę, spróbujcie na odpowiedź doczekać się sami.
Tornatore postarał się by jego opowieść miała znamiona baśni, bajki, która sposobem narracji przywołuje na myśl kultowe „Cinema Paradiso”, a przynajmniej mnie się tak kojarzy. Powinna to być nie lada gratka dla wielbicieli opowieści w tego typu klimacie. Mnie jednak magia „1900: Człowieka legendy” nie poruszyła. Nie urzekła mnie swoją uniwersalnością, nużącą i powoli opowiadaną historią, w której znalazło się zaledwie parę interesujących fragmentów nie pozwalających mi przysnąć podczas tego trzygodzinnego seansu. Ponadto jeśli chodzi o wydźwięk filmu, to tutaj także raczej nie ma co spodziewać się czegoś wielkiego i oryginalnego. Rozmiary tej produkcji wydają się przesadnie duże na tak cienką pointę – a morał tej bajki jest krótki i niektórym znany, co macie usłyszeć lepiej sprawdźcie(zobaczcie) sami! I po to tyle zachodu? Mickiewicz by się obraził 😉