Mój cichy faworyt oscarowej gali nie zdobył najważniejszej statuetki. A szkoda, bo pod względem technicznym nie odbiegał od faworyzowanych „Moonlight” i „La La Land”. I chociaż „Przełęcz ocalonych” także ma zarówno wady, jak i zalety, to pośród tego wszystkiego najbardziej z ekranu emanuje nadzwyczajny heroizm oraz wiara. Czyli w zasadzie wartości coraz rzadziej spotykane w dzisiejszym świecie, niezależnie od szerokości i długości geograficznej.
Rozgrywanie historii na przebrzmiałych strunach patosu i męstwa coraz rzadziej kończy się sukcesem. Repertuar instrumentów jest wąski, więc trzeba wyjątkowego dyrygenta i improwizatora, by z szablonowej mieszanki uczynić coś wyjątkowego. A „Przełęcz ocalonych” nie zaczyna się wirtuozersko, zwiastuje wręcz kolejne chłodne odegranie wojennej epopei. Początkowe sekwencje skupiające się na młodości głównego bohatera i eksponujące jego życiowe motywacje nie radzą sobie za bardzo ze swoim ciężarem. Nie jest to najlepsza uwertura Mela Gibsona – wzbudza spory dysonans.
Jednak z każdym kolejnym aktem Mel Gibson rozkręca się i udowadnia, że wie, co nam w duszy gra, a w zasadzie co na niej zagra najlepiej. Dlatego finał „Przełęczy ocalonych” to zagrana koncertowo, epicka batalia na temat wiary, odwagi oraz poświęcenia dla dobra ogółu i wyznawanych wartości. Jest ktoś na sali, kto nie dał się uwieść tej części widowiska? Co najlepsze i w zasadzie niewiarygodne, że ten scenariusz napisało prawdziwe życie. Można nie dawać wiary niektórym efektownym scenom podczas bitwy na Okinawie, ale sama historia jest już tak niecodzienna, że ciężko uznać to za wymysł scenarzystów.
Finałową bitwą (choć to niemal połowa filmu) Mel Gibson sporo nadrabia. Urządza efektowną jatkę, która skutecznie usuwa w niepamięć średniej jakości prolog. „Przełęcz ocalonych” ma więcej kontrastów, ale już zamierzonych. Obok heroicznej i pacyfistycznej postawy głównego bohatera mamy efektowny festiwal headshotów, czy porozrywanych od pocisków ciał. Niektórych widoków nie powstydziliby się czołowi reprezentacji gatunku gore. Nie wydaje mi się to jednak reżyserską przesadą, a jedynie dosadnym i bezceremonialnym ukazaniem wojennej rzeczywistości, a co za tym idzie – brutalności, w całej swojej okazałości.
Postać Desmonda Dossa to idealna kanwa na film, i to film superbohaterski. To właśnie ten superbohater, tak przyziemny, ma niewyobrażalną moc, którą może posiąść każdy z nas. Nie jest to moc zbyt oryginalna, ale jak pokazuje Mel Gibson może ona przynosić chwałę i być widowiskowa. W dobie czarnych bohaterów oraz negatywnych wartości „Przełęcz ocalonych”, kultywująca pozytywne wzorce, jest wyrazem sprzeciwu wobec aktualnych tendencji.
Hacksaw Ridge
/Australia, USA/
Reżyser: Mel Gibson
Scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight
Obsada: Andrew Garfield, Sam Worthington, Luke Bracey, Teresa Palmer, Hugo Weaving, Vince Vaughn
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Zdjęcia: Simon Duggan
Czas trwania: 139 min