Zabójcy bażantów (2014)
Fasandræberne
/Dania/
Reżyser: Mikkel Nørgaard
Scenariusz: Nikolaj Arcel, Rasmus Heisterberg
Obsada: Nikolaj Lie Kaas, Fares Fares, Pilou Asbæk, David Dencik, Danica Curcic, Sarah-Sofie Boussnina
Muzyka: Patrik Andrén, Uno Helmersson, Johan Söderqvist
Zdjęcia: Eric Kress
Gatunek: Kryminał, Thriller
Czas trwania: 119 min
Klisza bez pazura
Skandynawskie kryminały sprzedają się jak świeże bułeczki, oczywiście te w wersji książkowej. Z tymi na ekranie już tak dobrze nie jest i ciężko osiągnąć znaczący sukces komercyjny. Udane przeniesienie powieści do kina, wydaje się więc nie lada wyzwaniem. Za wzór takiego transferu powinna uchodzić saga „Millennium”, która ma wszystko to, co fani gatunku lubią najbardziej. Czy udało się to także Nørgaardowi?
„Zabójcy bażantów” drogą słynnego poprzednika jednak niestety nie podążają. Nie wiem jak z jakością „Kobiety w klatce”, czyli pierwszą częścią przygód o dwójce detektywów, ale w internecie to świeższa część uchodzi za tą zdecydowanie lepszą (może macie inne zdanie?). Czyli niby jakieś postępy są, ale widocznie są one niewystarczające i mnie nie satysfakcjonują. I tak, jak można doceniać klimat filmu Mikkela Nørgaarda, tak fabularnie twórcy poszli zdecydowanie na skróty. A wiadomo, że kto drogę skraca, do domu nie wraca.
Widocznie autor gdzieś pobłądził, bo można odnieść wrażenie, że od pewnego momentu na planie zabrakło dowódcy. Misternie budowany klimat, autentyczność postaci oraz wiarygodność wydarzeń biorą w łeb. Zamiast tego dzieją się istne cuda, zbiegom okoliczności nie ma końca, a przesadnie finezyjne rozwiązania i ‘zaskakujące’ pojawienia się postaci są kwintesencją tego nieporządku, który może i skutecznie napędza akcje, ale działa głównie na niekorzyść produkcji, przynajmniej w mojej ocenie.
Kolejnym czynnikiem, który wpływa znacząco na odbiór „Zabójców bażantów” jest bardzo szybkie ujawnienie sprawców zabójstw dokonanych przed laty. Nie ma więc tej nutki tajemniczości, magii niedopowiedzeń dających szansę na fabularne twisty nakierowujące oskarżenia na innego podejrzanego. Niemal od początku wszystko jest jasne, a budowanie napięcia polega jedynie na wyścigu z czasem oraz zbieraniu odpowiednich dowodów by winnych posadzić za kratkami.
Spodziewałem się większej precyzyjności w konstruowaniu ekranowych faktów. A tego właśnie w najważniejszych momentach zabrakło, przez co „Zabójcy bażantów” są jedynie kryminalnym średniakiem. Film ratuje przede wszystkim klimat i lekkostrawność, które gwarantują udany i przyjemny seans oraz zapewniają przyzwoitą rozrywkę. Wydaje się, że wyjściowy pomysł, zaczerpnięty z powieści Jussiego Adler-Olsena, miał zdecydowanie większy potencjał, niż to co zaprezentowano w wersji finalnej. Dlatego ode mnie naciągane 6/10, z dopiskiem, że to pozycja tylko do jednokrotnego oglądania.