Dwa seanse w dwa dni. Rzadko mam tak, że muszę film przetrawić dwa razy. Dzieje się to w przypadku tytułów, które przeżuwają mój mózg, a po jego wypluciu nie jestem w stanie sobie wszystkiego poukładać. Przyznaję, że tak działa na mnie twórczość Claire Denis, w mojej ocenie najlepszej współczesnej reżyserki. Nie inny efekt wywołał jej film z 2013 roku, pt.: „Les salauds”, w Polsce zatytułowany jako „Podłość”. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się na ekranie można pokusić się o stwierdzenie, że nasz krajowy tytuł jest zbyt delikatny.
Wątpliwości co do tytułu powinny zdradzać w pewnym stopniu kaliber filmu. Jeśli ktoś inspiruje się rodzimymi skandalami wyższych sfer, którym z reguły wolno więcej, to głos zabrany w tej sprawie z pewnością powinien być dosadny i bezpośredni. „Les salauds” poraża i hipnotyzuje. Nie wiem tylko co bardziej szokuje – bieg wydarzeń w filmie, czy to, że Calire Denis nie szufladkuje żadnego z bohaterów tworząc ich bardzo niejednoznacznych. Przez to poszukiwanie źródeł tytułowej podłości jest równie trudne, co i fascynujące.
„Les salauds” wydaje się idealnym przykładem współczesnego kina noir, które stylistyką zostało perfekcyjnie dobrane przez Denis do zjawiska przez nią prezentowanego. Enigmatyczną atmosferę filmu dopełnia eliptyczny montaż, który nie tylko buduje klimat, ale też jest konsekwentnym działaniem w podawaniu oszczędnych informacji przez reżyserkę. Momentami stajemy się więc zagubieni niczym główny bohater Marco (Vincent Lindon) nieoczekiwanie wrzucony w zaistniałą sytuację. Przybywa do Paryża wesprzeć siostrę Sandrę (Julie Bataille) i jej córkę Justine (Lola Créton) w trudnych chwilach. Jednak początkowe wieści o samobójstwie szwagra i gwałcie na siostrzenicy skrywają sporą tajemnicę.
Oczywiste wydaje się odkrywanie kolejnych kawałków niejasnej układanki. Jednak oprócz tego rodzinnego śledztwa uwagę przykuwa także mroczna otoczka przypominająca momentami koszmar senny. Dodając do tego hipnotyczną muzykę ciężko nie wciągnąć się bez reszty. Wszystkie wspomniane elementy świetnie ze sobą współgrają. „Les salauds” wydaje się filmem bezwzględnie przemyślanym i bezbłędnie wyreżyserowanym. Takie kino uwielbiam.
Claire Denis musi mieć spore zaufanie do swoich odbiorców, bo nie podając wszystkich informacji i wydarzeń na talerzu część widzów może się zniechęcić. Każdy z osobna musi sobie ten film poukładać sam, wszelkie niedomówienia uzupełnić według własnego widzimisię. Chociaż może lepiej przyjąć te wszystkie niejednoznaczności i nie zagłębiać się w ten parszywy świat pełen zgnilizny żeby nie zostać skażonym? Niestety w każdym z nas kryje się zło, które ujawnia się w określonych sytuacjach. Tylko czy jesteśmy w stanie temu zapobiec? I gdzie leży granica między egoizmem a krzywdą drugiego człowieka? Z tymi pytaniami Was zostawiam i zachęcam do seansu „Les salauds”.
Les salauds
/Francja, Niemcy/
Reżyser: Claire Denis
Scenariusz: Claire Denis, Jean-Pol Fargeau
Obsada: Vincent Lindon, Chiara Mastroianni, Julie Bataille, Michel Subor, Lola Créton
Muzyka: Stuart Staples
Zdjęcia: Agnès Godard
Czas trwania: 100 min